Śmierć długimi krokami zmierza do Mörlenfurtu – cz. IV

Po pierwszym starciu agentów z kultystami, w którym niestety ucierpieli zwykli mieszkańcy miasta (przypomnimy, łącznie cztery pożary i kilkanaście ofiar śmiertelnych) nasi bohaterowie spotkali się w „Klęsce Grafa” u Kanalarzy. Wszyscy poza von Hamanem. Po kilku godzinach niespokojnego oczekiwania BG ruszyli na poszukiwanie swojego kompana, o którym wiedzieli tylko tyle, że udał się do świątyni Sigmara, gdzie kapłan Gunther Dulsch był rezydentem wywiadu cesarskiego. Dość szybko się podzielili i część męska (nota bene człowiek, elf krasnolud – aż cisnęło się na usta pytanie, czy przypadkiem nei szukają dwu halflingow porwanych przez czarne orki :)) ruszyła do świątyni. Tam, po podaniu hasła, dość szybko przekonali do siebie kapłana, który stwierdził, iż von Haman podczas spotkania poinformował o starciu ze szczuroludźmi w kanałach a potem… no właśnie a potem poszedł na miasto. Grum na odchodne ostrzegł kapłana przed nad nieokreślonym zagrożeniem, które może doprowadzić do zniszczenia całego miasta. Zaproponował kapłanowi, by ten następnego dnia, na krótko przez Świętem Marionetek pod byle pozorem zgromadził jak największą grupę mieszkańców miasta. histeria u krasnoluda? Irracjonalny lęk? Być może, ale z pewnością też strzał w dziesiątkę, co się okaże już wkrótce.

Masyw Spitzblau, po drugiej stronie znajduje się Morlenfurt

W tym samym czasie Maja i Ah’qua wytropiły, iż Haman, podążając tropem szczurzej maski, trafił do marionetkarza Stamma. Same też tam się udały. Choć podobnie jak i ich zaginiony towarzysz byli zaskoczeni gadającymi lalkami Stamma, jednak nie skończyło się na żadnej zadymie. Wręcz przeciwnie dowiedziały się, że Haman zaatakował Stamma, więc ten musiał go ogłuszyć (sic!) a następnie oddać Straży Miejskiej. Jednocześnie Maja stwierdziła (dzięki swej umiejętności wykrywania istot magicznych), że zarówno laleczka Frida jak i groteskowy pajacyk tak naprawdę są magiczne. Tym razem jednak porzucono sprawę Stamma i czym prędzej powiadomiono pozostałych o losie von Haman.

Gdy dotarli (już wszyscy) do siedziby Straży, dowiedzieli się, ze ich towarzysz będzie sądzony za próbę pobicia obywatela miasta, za co może mu grozić tak naprawdę zaledwie miesiąc ciemnicy. Dla jednych zaledwie, dla agentów katastrofa. Dlatego za naprawdę grubą forsę agenci przekupili strażnika miejskiego i ich towarzysz wydostał się z ciemnicy i odzyskał swój dziwny, magiczny miecz, którego brak zaczął już odczuwać (taaaa, stany lękowe, ataki paranoi, prawie jak Gollum :)).

Po tym wszystkich von Usingen z kompanami przeszedł do ofensywy. Wiedział, że dzień później kult Ordo Traingularis najprawdopodobniej zbierze się w hucie szkła Rottmeister, toteż od rana maja pod postacią kota miała obserwować hutę, a pozostali wraz z Kanalarzami w kluczowym momencie mieli kanałami podejść w okolicę huty i zaatakować.

Kultyści również nie próżnowali. Rankiem agenci usłyszeli od Nestora, że są poszukiwani jako podejrzani o zabójstwo Graffensteina i jego rodziny, oraz spalenie jego domu. Jak widać Rottmeister wykorzystał swoją pozycję i odpowiednio pokierował Strażą Miejską.

Podnóże Spitzblau od strony Morlenfurtu, na pierwszym planie garbarnia miejska.

Maja jako kot od rana wyczekiwała pod hutą, ale aż do 16ej nic się nie działo. Wtedy dopiero kultyści zaczęli się zbierać. Wszyscy w maskach szczurów, wykorzystując, ze właśnie rozpoczyna się Święto Marionetek, w trakcie którego każdy w mieście nosił maskę. Równocześnie pozostali agenci i Kanalarze podeszli w pobliże huty. Kultystów było coraz więcej. M.in. zaprzęgli 5 typowych wozów z plandeką w konie, wyraźnie przygotowując się do odjazdu. Usingen zdecydował się zająć pozycje w pobliżu huty i agenci opuścili kanały. Część schowała się w uliczce naprzeciw huty, lecz Grum podszedł w pobliże wozów i uszkodził koło w jednym z nich. Kultyści więc ruszyli czterema wozami, a Kyllan i Usingen za nimi. okazało się, ze nie jechali daleko, lecz do cekhauzu, gdzie zgromadzono zapasy mobilizacyjne prochu dla armii cesarskiej. Tam, okazawszy strażnikom jakieś papiery, całkiem legalnie załadowali ok. 40 beczek prochu do wozów i wrócili do huty. Z rozmów, jakie kultyści toczyli, agenci zrozumieli, że takie kursy trwały od kilkunastu dni. Pytanie więc ile prochu już wywieziono? I po co?

Proch wyładowano do huty, a w tym samym czasie przybyła wierchuszka kultu i skryła się w środku największej hali huty. W mieście zapadł już zmierzch, a na zewnątrz zostało tylko sześciu strażników, którzy dość niestarannie opatrywali teren. Von Usingen zdecydował się atakować. Jednak Maja nie myślała o ataku. Przez ponad 12 godzin przebywała w kociej postaci i kiedy wreszcie przybyli jaj towarzysze, chciała się odmienić. Ale cóż to? Nie potrafiła, widać kocia natura zbyt nad nią zapanowała. Coraz bardziej spanikowana ukryła się gdzieś w cieniu pod postacią zwykłego, przestraszonego sierściucha.

Strażnik stał sobie spokojnie w cieniu zabudowań huty szkła. Kord spoczywał w pochwie, a sam kultysta był aż nadto wyluzowany. Jego towarzysz kilka metrów dalej dłubał z zapałem w nosie, uniósłszy nieco szczurzą maskę, którą nosił każdy z kultystów. I nie tylko oni. W takich samych maskach von Usingen i Kyllan podkradli sie do strażników. I mimo iż ten pierwszy zachował się nieco zbyt głośno, to udając jednego z kultystów zdołał podeść do strażnika i skręcić mu kark. A Kyllan? A on po prostu, podkradł się bezszelestnie i wbił kultyście w nerkę sztylet. Tak rozpoczęła się eksterminacja kultu. Nie obyło się bez niepotrzebnych strat. Oto Maja wciąż jako kot, podeszła w pobliże pozostałych strażników, co wykorzystał jeden z nich i od niechcenia strzelił do kota z kuszy. i cudem trafił, mało nie odstrzeliwując tyłka kociambrowi (po przemianie Maja ma najfajniejszy piercing przez oba pośladki, równie dobrze mogłaby tam zamontować obręcz od beczki jako kolczyk :)). haman rzucił się na pomoc towarzyszce i … dostał bełtem w twarz (kultysta, na co dzień klasyczny cywil-ślepok tego dnia miał świetne wyczucie bron). efekt, rozerwany policzek niemal po ucho. sytuację uratowali Usingen i Kyllan, którzy ubili strażników. Krótko potem ami udało się wreszcie odzyskać ludzką postać.

 Jeden z bocznych szybów zamkniętej kopalni w Spitzblau.

Kiedy już zapanował wokół huty spokój ekipa weszła do huty. Zabiła dwu kolejnych kultystów. A potem odnalazła skatowanego Armantero. Z umierającym (skaveni zaaplikowali mu truciznę, chcąc usunąć ślady przed właśnie finalizowaną transakcją z ludźmi) agentem Drachensturma porozmawił Grum, dowiadując się kilku nieprzyjemnych rzeczy:

1. Armantro został zmuszony do napisania listu, za którym do Drachensturma wyruszy zabójca skaveńskiego klanu Eshin)
2. Armantero przez dzień lub dwa był w skaveńskich podziemiach więziony wraz z trzema agentami SDIM (owa zaginiona Komórka 012).
3. Wie, że Ordo Triangularis wybija monety (złote korony) z domieszką spaczenia.
4. Wie, że w zamian za spaczeń skaveni otrzymali dokładne plany kopalni w Spitzblau oraz oprócz tego coś z miasta, prawdopodobnie jakieś towary (duży ładunek przewożony nocą wozami przez miasto).
A potem Grum skrócił cierpienia agenta, który czuł okrutny ból spowodowany trucizną szczuroludzi.

Rozpoczął się atak. Od środka wpadli agenci, od strony drzwi Nestor ze swoimi kanalarzami. Obecny na spotkaniu kultu Szary Prorok z czterema stormverminami zbiegł w kanały, za nimi sam Rottmeister. A w hucie trwała rzeź. W niecałą minutę zginęło 25ciu kultystów. Agenci i Nestor (który wpierw odesłał swoich chłopców do domów) ruszyli w pościg za szczurami. Najbogatszego kultystę w Morlenfurcie dopadł szybko von Haman i brutalnie uśmiercił go (poetycko można by rzec, że wbił mu kciukami oczy przez głowę do dupy :)). Skaveni uciekali jednak sprawniej. Agenci oddalli się od kanałó, dotarli do korytarzy szczuroludzi i wreszcie podziemnej rzeki. To nią, na pokładzie barki z bocznokołowym napędem próbowali zbiec skaveni. W ostatniej chwili nasi bohaterowie skoczyli na barkę. Walka ze szczurami potoczyła się na łodzi niesionej przez rzekę, łodzi załadowanej beczkami z prochem. W krótkim czasie agenci zabili wszystkie szczury, ale tym razem nie obyło się bez ran niemal śmiertelnych. A przecież to nie był koniec. Po drodze zostali raz zaatakowani przez skavenów. Gdy wreszcie dopłynęli do przystani, ponad połowa była ranna (nie wspominając o dwu straconych Punktach Przeznaczenia). Przystań była pusta. Poza trzema skaveńskimi tragarzami, którzy natychmiast rzucili się do ucieczki. Ah’qua jednego zabiła, a za pozostałymi ruszył pościg. Skaveni pognali z przystani wąskim korytarzem, prowadzącym stromo w górę. Chcieli ostrze swoich, więc pościg był długi i zażarty. W jego trakcie agenci dotarli do korytarzy dawne kopalni ludzkiej w masywie Spitzblau. Tam dopiero przechwycili uciekinierów, prawie że na progu gigantycznej kawerny, w której…

Skaveński korytarz prowadzący do podziemnej rzeki.

… skaveni zgromadzili kilkaset beczek. Część z prochem, część ze spaczeniem (spaczeń odpowiednio zmieszany z prochem tworzy silniejszą mieszankę wybuchową), połączone lontami do jedne zapalarki. Wybuch wedle Gruma spowodowałby eksplozję, która odcięłaby szczyt Spitzblau i zrzuciłby go na Morlenfurt, niszcząc kompletnie miasto. W kawernie znajdowało się kilkuset szczuroludzi. Ogroszczury, Szarzy Prorocy, inżynierowie Scryre. Wszyscy w jednym celu, by jakiegoś powodu wysadzić Spitzblau w powietrze. W kawernie Grum dostrzegł jeszcze jeden lont, który wiódł w wąski korytarz, niknąc w nim.

Uwagę agentów i Nestora przykuł też ogromny tunel, szeroki na kilkanaście metrów, wysoki na 6-7 i wiodący pod kątem 45 stopni w dół, prosto jak strzała. Nie było jednak czasu na zastanawianie się. Skaveni skończyli przygotowania do eksplozji. Gros szczuroludzi wycofała się, a jeden z Szarych Proroków podszedł do zapalarki, sięgnął pazurzastą łapą, by inicjować eksplozję. Nim to zrobił, zginął. Maja i Ah’qua rozstrzelały go z broni palnej, a do wyścigurzucił się Kyllan! Gnał jak wiatr w stronę zapalarki. Skaveni również. Spotkali się u celu. Elf wyrwał pęk lontów, zostawiając w zapalarce tylko jeden i otrzymał kilka ciosów skaveńską bronią (Punkt Przeznaczenia!) nasz piroman przetrwał to i wcisnął zapalarkę. Lont spalił się w kilka sekund i nastąpił wybuch. Eksplodowało tylko kilkadziesiąt beczek, ale to wystarczyło. Kawerna zaczęła się walić, a skaveni… uciekać!! Zwiewać, jakby ktoś ich gonił. I chyba tak było. W wielkim korytarzu, który biegł w dół, można było wpierw dostrzec delikatną, zieloną poświatę i usłyszeć lekki pomruk. Poświata jednak się zbliżała, pomruk narastał, a skaveni wpadli w koszmarną panikę. Ogroszczury pozrywały się z łańcuchów i skowycząc ze strachu pognały w korytarze. Skaveni tratowali się, uciekając w jednym kierunku- ludzka kopalnia. Tak też uczynili nasi bohaterowie. Mijając skavenów, którzy w ogóle ich nie atakowali, pędzili jak najdalej od tej dziwnej poświaty i pomruku, który coraz bardziej zdawał się rykiem.

 Podziemna rzeka

Nie zdołali zbyt daleko zbiec. Zielone światło zalało wszystkie poziomy kopalni, a potworny ryk niemal rozerwał im bębenki w uszach. Spitzblau eksplodowała. Stropy pękły w jednej chwili, dziesiątki skavenów zginęło przygniecionych przez walące się kamienie. Agenci i nestor ocaleli. jedna z kawern przetrwała. Odcięta od świata zewnętrznego. Powietrza starczy im na kilkanaście godzin, światła nie mają. Wszędzie leżą skaveńskie trupy. I ta świadomość, że skaveni właśnie próbowali zawalić ten dziwny korytarz, z którego wylazło coś, co nawet ich przerażało.

Tylko co?

Jedno jest pewne. Śmierć dotarła wreszcie do Morlenfurtu i zebrała ogromne żniwo.

Ps. W zasadzie tekst spoza gry,z początku sesji. Każdy a agentów SDIM posiada kryptonim od nazwy ptaka, a więc jest Lelek, Mewa, a także Ścierwnik. I kilka innych. Jeden tylko Grum nie posiadał (z racji tego, że niedawno się przyłączył do grupy) pseudonimu. Co Ah’qua zauważyłą, rzucają: „Hej! Tylko on nie ma ptaka!”.

No i się wydało. Biedny Grum.

Komentarzy 10

  1. „on nie ma ptaka ,on nie ma ptaka!” pfi , Elfy!

    Przypomnial mi sie jeden dowcip z przodka.

    Co to jest komando gwiazdek na granicy z Imperium ?
    ….
    ….
    …….
    Incydent kryptozoologiczny o znaczeniu miedzynarodowym!

    haaa haa haa 😛

  2. No tak, wraz z przybyciem krasnoluda do drużyny rozpoczynają się rasistowskie żarty z elfów 🙂

    Pozdr

  3. hej,ciezkie czasy ,mimo to krew i dusze za naszych przyjaciol!
    Jakos se damy rade !

  4. No bo nie miał ptaka …jak to Krasnolud :):) a rasistowski to Jorgul jest. Myli Elfy z Krasnoludami , czas żeby mu ktoś wytłumaczył,ze to krasnoludki szczają do mleka może się wtedy odczepi ????

  5. No tak zemnie jest super negocjator , ale zawsze to kukiełek. Tak widzie ze Von haman jest sługą miecza .

  6. Taaaa, „My precioussssssss” 😀

    Mieczyk jeszcze Ci pokaże, co umie 🙂
    Swoją drogą muszę Hamanowi przygotować kilka wizji od miecza. niech się boi, że nie służy ulrykowi a np. hmmmm Nurglowi 🙂

    Pozdr

  7. Zaczyna się zabić ciekawie to lubię .:)

  8. Popieram. :] Np. wizja krwiożerczych, przegniłych serduszek. ;D

  9. Przegniłe Misie z Uczuciem !! 😀

  10. I tak wygra moc serduszek. I każdy pozna moc troskliwych misi . 🙂 a koszmar krwiożerczych, przegniłych serduszek się nie spełni . Serduszka górę .

Dodaj odpowiedź do Hanzo Anuluj pisanie odpowiedzi