Straż na Reiku cz. III ostatnia – AAR

MG: Ja

Gracze:
Madzia
– Maja, kotołak, zwiadowca, skrytobójczyni.
Grześ – porucznik von Usingen, dzielny dowódca.
Jaro – Kyllan Thaured, elfi weteran.
Pablo – Alfred von Haman, rycerz Białego Wilka, fanatyczny patriota imperialny.
Damian – Jorgul Waldbrol, kurier, jeździec i maruda z Ostlandu.

Konrad Teub został ueNPeCowiony, bowiem Kamil pojechał się urlopować.

Na poprzedniej sesji BG udało się wydostać z pałacu przez studnie ulokowane w piwnicach. Ścigani przez straż zanurkowali w wodzie i wynurzyli się w podziemnym korytarzu.

Na miejscu w jednej z nisz znaleźli skrzynię ze zmianami ubrania, bronią, pochodniami i lampą olejową (przygotowane dla Cesarza na wypadek ucieczki tajnym korytarzem).

Oświetlając sobie drogę, ruszyli naprzód korytarzem, a potem w dół spiralnymi schodami, które wedle uwolnionego marszałka Klajana von Wolfenburga prowadzić miały do przystani łodzi rzecznych pod zamkiem, w wielkiej pieczarze z ujściem na Reik.

I faktycznie, BG dotarli wraz z uwolnionym marszałkiem do pieczary, w której aż roiło się od gwardzistów i żołnierzy, a na wozie pyszniła się trzydziestometrowa galera rzeczna ze znakami Cesarza, którą załoga właśnie przygotowywała do wyjście na Reik.

Po krótkiej naradzie zdecydowano się działać szybko. Zdjąć pierwsze straże, a na następnie przedostać się do łodzi wiosłowej i na niej wypłynąć z przystani. Problemem była ilość żołnierzy, ale BG liczyli na efekt zaskoczenia i słusznie.

Pierwszą parę strażników unieszkodliwiła Maja i Kyllan, dalej najbardziej odporni wojownicy (Haman i Usingen) pognali na czele i starli się z bodaj trzema żołnierzami po drodze. Kiedy Haman ogłuszał ostatniego (nie bez pewnych problemów, miecz gwardzisty okazał się być ostry :)), reszta ekipy odbijała od przystani.

Załoga statku i część straży otworzyła ogień z muszkietów i kusz. Haman został bardzo ciężko ranny (kilka trafień), Usingen lekko, ale reszcie nawet włos z głowy nie spadł.

Łódka BG wypłynęła na Reik, ale to nie był koniec nieprzyjemności. Zauważeni z murów Reikguard stali się celem ostrzału z kolubryn, jednakże szczęście nadal sprzyjało agentom. Przybili do leśnego brzegu, spotkali z Bulgiem i w raz z koniem ruszyli w głąb lasu. A za nimi pościg, kawalerzyści z 1. Pułku Kawalerii Lekkiej pod dowództwem majora Joachima Karlzschafta czyli „Piony” (dawny dowódca BG jeszcze z kampanii Władca Zimy).

Wybuchła dyskusja (długa, ostra, no dobra, po prostu znowu kłótnia:)). Usingen chciał prowadzić za sobą konie przez las, jednakże dał się przekonać, by wierzchowce pozostawić (za duże było ryzyko, że pościg pieszy, „nieobciążony” końmi ich dopadnie). Decyzja o tyle szczęśliwa, że Kyllan prowadzący ekipę przez las, wbrew klątwie Taala, zdołał oderwać się od pościgu i wreszcie go zgubić.

Agenci mieli ok. 130 km do przebycia pieszo przez gęsty las w ciągu ok. 36 h do miejsca, gdzie miała w ok. Weissbrucka czekać na uwolnionego marszałka łódź. Przypominam, że BG byli po ponad 20 h ciągłego i męczącego działania.

Talent (wreszcie dobre rzuty) Kyllana pozwolil umknąć na zachód i po dniu BG dotarli do traktu, który zamierzali przeskoczyć, by dalej podążać lasem w kierunku kanału Weissbruckiego.

Klątwa Taala w wesji dla Hamana

Klątwa Taala w wesji dla Hamana

Niestety trakt był obsadzony przez kawalerzystów, a zza pleców nadchodziła piesza nagonka. Jednak Ranald znów stanął po stronie bohaterów, którym udało się wymknąć z obławy.

Nie był to jednak koniec perypetii. To, czego nie zrobili żołnierze, uczyniła natura. Klątwa Taala pod postacią dobrych rzutów MG zrobiła swoje.

Następnego ranka agenci, przedzierając się przez gąszcze weszli wprost w gawrę niedźwiedzią. Potężna pani misiowa, chroniąc dzieci palnęła Haman i kolos, przed którym drży wróg odskoczył kilka metrów i spłynął po drzewie (wydany PP:)). Co prawda niedźwiedź został załatwiony końską dawką trucizny paraliżującej przez Maję oraz miecz (wiem, wiem, silliskę) Usingena, to rycerz zakonny długo dochodził do siebie, starając się ustalić, co go potrąciło i skąd dyliżanse w lesie.

Kilka godzin później Maja miał niewątpliwego pecha. Turów nie ma za wiele w reiklandzkich lasach, ale ręka Taala (patrz: mój dobry rzut w tabeli losowych spotkań:)) poprowadziła go do szarży wprost na ekipę, która o dziwo nie zamierzała stawać do boju, lecz niczym karaluchy rozbiegła się po okolicy.

Maja zmieniła się błyskawicznie w kota. Jej szaty opadły na ziemię, a ona jako sierściuch wskoczyła na drzewo. Prawie. Tur lekko puknął łbem (16 obrażeń:)) w koci zadek i Maja momentalnie została ogłuszona i ciężko ranna, a dumny tur pokopytkował w las.

Zresztą dalszy rozwój sytuacji był równie montypythonowski. Po przemianie w kota ubranie Mai spadło na ziemię, ale po bodnięciu tura Maja na powrót zmieniła się w kobietę. Nagą, leżącą 10 metrów od ubrania.

Marszałek von Woilfenburg, który nie cholery nie  wie o kotołactwie agentki podszedł do jej nagiego ciała, rzucił okiem na leżące jakieś 10 metrów dalej ubranie:

Marszałek: Ktoś mi to wyjaśni?

Kyllan: Tak ją pieprznął, że wyskoczyła z ubrania.

Mimo to ekipie udało się dotrzeć na umówione spotkanie na 2-3 godziny przed odpłynięciem i przekazać marszałka (nie obyło się bez podziękowań i zaprosin do Ostermarku:)).

Pozostało powrócić do Middenheim. Pech chciał, ze godzinę lub dwie potem agenci wpadli na grupę miejscowego rycerstwa pana na zamku Grauenburg, grafa Saponatheima (tak się, Grzesiu, nazywał). Sam graf, dobry znajomy ojca Usingena był wśród rycerzy. Rozpoznał młodego szlachcica, a następnie po krókiej sprzeczce aresztował wraz z resztą ekipy (wyglądali dość podejrzanie z względu na specyficzny ekwipunek w postaci broni prochowej, BOMBY!, strzałek usypiających i innych podobnych utensyliów, a w dodatku rany Haman wciąż jednoznacznie wskazywały na udział w uwolnieniu marszałka).

Klątwa Taala w wersji dla Mai.

Klątwa Taala w wersji dla Mai.

Bohaterowie zostali następnie przekazani kawalerzystom „Piony” i osadzeni w improwizowanym więzieniu w Weissbrucku. Sam major Karlzschaft przybył, by przepytać więźniów. Jakież było jego zdumienie, gdy rozpoznał swoich dawnych podkomendnych. Rozmowa trochę trwała i raczej nie doprowadziła do porozumienia. BG nie zamierzali przyznać się do uwolnienia, a „Piona” uwolnić ich przez wzgląd na dawną przyjaźń.

major Karlzschaft „Piona” [podejrzliwie]: Możecie wyjaśnić co robiliście na tym trakcie?

porucznik Usingen [swobodnie]: Mam przepustkę, pojechałem do ojca w odwiedziny.

„Piona”: Z bombą?! Musi być niebezpiecznie na traktach panie kapitanie.

Usingen: Poruczniku

„Piona”: O, zdegradowany?

Usingen: Tak.

Maja [z uśmiechem]: Coś mu nie pykło.

Kyllan [z szerszym uśmiechem]: Jedna bomba była zbyt skuteczna.

„Piona” opuścił celę, kazał strażom pilnować więźniów, a więźniowie zaczęli się kłócić o to, czy lepiej czekać na rozwój wydarzeń, czy uciekać. W zasadzie jeden Jorgul był wbrew ucieczce:

Jorgul: Złożyliśmy przysięgę wojskową!

Haman [wściekły]: Właśnie im, kurwa, ukradliśmy marszałka!

Usingen: Powinniśmy znać konsekwencje. Np. takiego Hamana nie będą chcieli w żadnym zakonie, nawet jeśli to będzie Zakon Sierotki Marysi.

Ostateczenie Haman zaczął się kłócić ze strażnikami, toteż warty wzmocniono i plan ucieczki upadł.

Dwa dni później BG dotarli w zamkniętym wozie więziennym  do Altdorfu, gdzie po przesłuchaniu zostali zwolnieni. jak się potem okazało, bez dowodów możni protektorzy mogli ich wybronić.

Takoż i wolni, wymęczeni agenci powrócili do Middenheim, zdali raport Waldsteinowi i grafowi von Ridenbaumowi oraz usłyszeli kolejne zadanie:

W SYLVANII DZIEJĄ SIĘ STRASZNE RZECZY! RUSZAJCIE USPOKOIĆ TĘ PROWINCJĘ!

To tak w skrócie. Wstęp do kolejnej sesji i informacje na temat Sylvanii, jakie BG otrzymali od Waldsteina postaram się jutro umieścić na blogu.

Uwagi:

1. No i poszło niezgorzej. Choć po spenetrowaniu zamku to była pestka.

2. Każdy z BG otrzymał 1 PP za uwolnienie marszałka i zakończenie minikampanii. Następnyu przystanek: Sylvania.

3. Co do naszej dysksusji na koniec sesji postaram się to uporządkować. Nie zamierzam się wtrącać do Waszych kłótni i dyskusji, by nie brać czyjejś strony, patrzę za to na problem od strony mechanicznej.

Każdy z Was ma jakąś założoną przez siebie rolę. Konrad ma być czarodziejem, Haman potężnym wojownikiem, Kyllan (chyba) zwiadowcą i wojownikiem, Maja i Ah’qua snajperami i specami od cichej akcji, Jorgul doskonałym jeźdźcem, a Usingen dowódcą. Wiecie, do czego zmierzam?

Jeśli Pawłowi powiem, ze jego Haman nie pamięta zasad wiary swojego kultu, to będzie wściekły, bo ma bodaj umiejętność „teologia”. Podobnie Damian się zdenerwuje, jeśli nie pozwolę mu przetestować, czy opanował wściekłego konia, a stwierdzę autorytarnie, ze nie udało mu się tego zrobić. Ja od strony mechaniki podobnie patrzę na postać Grzegorza. Jego Usingen ma ok. 75 Cech Przywódczych, szereg umiejętności je wspierających (taktyka, posłuch u podwładnych, doświadczenie bojowe). Po to je rozwijał, by mieć prawo do testu podczas dowodzenia etc.

Teraz popatrzmy na dwie sytuacje. Pojedynek fizyczny: Haman vs Konrad. Pierwszy ma WW61 S7 Wt6 + sporo bojowych umiejętności, drugi WW 32 S3 Wt4 i pozbawiony stosownych umiejętności. Naturalnym jest, ze gracze testują cechy. Konrad ma jakieś tam szanse, ale sami przyznacie, że niewielkie. Nikogo to nie dziwi, wszak pierwszy jest wojownikiem, a drugi nerdem.

Druga sytuacja. Pojedynek społeczny: Usingen vs Jorgul.

Pierwszy ma Cechy Przywódcze 75 i trzy umiejętności, które mu podnoszą CP do 105. Dodajmy, że jest wysoko urodzonym arystokratą i oficerem. Drugi ma Siłę Woli na poziomie 29, brak umiejętności odpowiednich. Poza tym jest chłopem a w armii zaledwie kapralem. Tymczasem nie dochodzi do testu. Damian jako Jorgul mówi, że nie posłucha rozkazu i nic go to nie obchodzi. W ten sposób ja na miejscu Grzesia bym się wściekł. Ale nie na Was, a na Mistrza Gry, bo skoro ładował pedeki w swoją wizję postaci (charyzmatyczny lider etc.), to chyba ma prawo oczekiwać odpowiedniego efektu.

Jasne, ktoś mi powie, że to bez sensu, bo w ten sposób testem odbieram graczom wolną wolę. W ten sposób Kamil jako Konrad może się wściec podczas walki przegranej z postacią Pawła, bo przecież on lepiej opisał działania szermiercze swojej postaci, a Paweł popełnił jakiś tam oczywisty błąd.

Przypominam, że postaci, którymi gracie, to nie Wasze alter ego, lecz całkowicie fikcyjne twory. Jeśli na co dzień nie znasz się na snajperstwie (vide Madzia), to jeśli Twoja postać jest w tym specem, masz do tego prawo (jeśli czegoś nie wie, może zażądać testu lub powołać się na umiejętność).

Tak samo powinno być z postacią Grzesia. Nie mówię, że każdy jego rozkaz, to dla Was test SW, ale zastrzegam sobie prawo, by w krytycznych sytuacjach (przedłużające się kłótnie etc.) odwołać się do testu. Oczywiście zachowanie (rolplej) postaci może modyfikować testowaną cechę (np. aroganckie i agresywne zachowanie Usingena może obniżyć mu CP).

Grzegorz proponował, by w takiej sytuacji rozkazujący rzucał K100 i dodawał do CP, a broniący się do K100 dodał swoją SW. Wyniki (zmodyfikowane przez umiejętności, np. za każdą +10) są porównywane.

I na koniec. Daję sobie prawo do testu, ale raczej nie skorzystam z niego. Prędzej poczekam aż w krytycznej (powtarzam – krytycznej) sytuacji Grzegorz zażąda takiego testu.

Oki, czekam na Waszą opinię dotyczącą takiego rozwiązania sprawy.

Pozdr

Komentarze 23

  1. Gdzieś tam kiedyś dawno za starych czasów MiM było, że test Cp cesarzowi zawsze wychodzi… do czego zmierzam… modyfikator różnicy stopni, np +5 za stopień, +10 za dwa +20 za 3, +40 za 3…, Dlaczego? Od strony hierarchii wojskowej szeregowiec inaczej zostanie ukarany za niewykonanie rozkazu kaprala a inaczej marszałka, strach przed karą motywuje… Jasne, że to daje mi dodatkowe punkty. Co do testów przypomnijcie sobie jak często wykorzystywałem przeciw wam „posłuch u podwładnych” ? Podobnie będę podchodził do zaproponowanej procedury, w sytuacjach „krytycznych”.

  2. Pozostałbym tylko przy modeyfikatorze: +10 za przewagę w stopniu. Pamiętaj o piramidzie dowódczej. Generał dowodzi pułkownikami nie szeregowcami.

    Pozdr

  3. a JA sie pytam gdzie PeDeKi bulga 🙂 🙂 🙂 🙂

  4. A i Bulgo otrzymał pedeki, i pepanca :).

    Z tej okazji ulożył nową piosenkę:

    Na grzyby idziemy, na grzyby
    Bo grzyby są dobre do wódy
    Hej, ho!

    Gdy znajdziesz grzybek trujący,
    Du zupy go podrzuć niechcący.
    Hej, ho!

    A wtedy amator grzybka
    Niechcący wyciągnie kopytka
    Hej, ho!

  5. No to już wiemy na co Bulgo wydał pedeki… śpiew, muzykalność i takie tam inne zabójcze umiejętności…

  6. Moja być za. Ale szczerze mówiąc nie wiem czy to się sprawdzi w praktyce. W myszach się sprawdza ale:
    1. Jest nas tylko dwoje.
    2. Sposób rozgrywania takiego konfliktu też jest zupełnie inny, bardziej cyniczny. Wbrew pozorom tam lepiej czasami przegrać i dostać failsy niż wygrać i przeforsować swoje rozwiązanie.

    A co do inwestowania PD w umiejętności to owszem wydał te punkty z myślą, że będzie miał z tego jakieś plusy ale to nie oznacza że i w tej chwili ich nie ma. Jorgul się wypnie na porucznika ale już NPC posłucha. Nie są to moim zdaniem punkty zmarnowane, co najwyżej nie wykorzystuje się ich pełnego potencjału. 🙂 Obawiam się reakcji w drugą stronę. Usingen wygrał starcie słowne, postać musi coś zrobić ale nie musi tego zrobić tak jak chciał porucznik. Zacznie się kombinowanie jak obejść polecenie i stracimy pół sesji na bezsensowne gierki słowne.

    Obym się mylił.

  7. Możliwe Jaro, że masz rację, dlatego wyraźnie zastrzegałem, że to nie ma być opcja do wykorzystywania przy lada okazji. Mówiłem o tym Grzesiowi, a Grześ mi przypomniał, że ani razu przecież nie wykorzystał przeciw Wam umiejętności „posłuch u podwładnych”, więc nie mam się czego obawiać.

    Co do wykorzystywania potencjału. Owszem, wobec NPC może wykorzystać teumiejętności, problem w tym, że NPCami nie dowodzi.

    Wiesz jest jeszcze możliwość zaproponowana przez Grzegorza, by za takie akcje kosić PD, bo to (tu się zgadzam) fatalne odgrywanie postaci. Przykładowo na ostatniej sesji Jorgul przypominał, że składaliśmy przysięgę wierności i lojalności. Fakt, więc nie stosowanie się do rozkazów to łamanie tej przysięgi.

    Mi się tak średnio podoba to koszenie, a już na pewno nie zamierzam na sesji mówić: „Jasiu dostajesz tylko 10 PD za odgrywanie, bo byłeś be”. To prowadziłoby do jeszcze gorszych konfliktów.

    Tak czy inaczej może raz na jakiś czas testowanie mogłoby zmienić postrzeganie stopni („Olewam stopień, mogę być nawet szeregowcem”)), bo w obrębie testu ten dawałby wymierne korzyści mechaniczne. Tak czy inaczej ja reaguje na proste bodźce. jeśli ktoś bierze rycerza, to chce się napierdalać, jeśli bierze snajpera, to chce postrzelać, a jeśli dowódcę to mieć możliwość dowodzenia.

    Ale tu jestem elastyczny, jeśli nie zgodzicie się, no trudno, nie będę napierać, ale wtedy będę od strony fabularnej kosić Wasze spory i kłótnie, bo za dużo czasu się traci na ustalenie, czy „idziemy z końmi czy bez”.

    Nie wiem, może trzeba będzie tak kreować sytuację, by to faktycznie Usingen miał zwykle rację (wedle zasady, skoro ma wysokie CP i zna się na dowodzeniu, to rzadziej popełnia błędy od pozostałych). Przykładowo, Usingen mówi, byście wzięli konie i uciekali przed pościgiem przez las, a moja w tym głowa, by wykoncypować, że ma rację. Oczywiście w sytuacjach przegiętych ta opcja nie ma racji bytu.

    Druga możliwość: Skoro w konflikcie społecznym między graczami nie ma miejsca na test, bo on ogranicza wolność tych słabszych pod względem cech społecznych, to w przypadku JAKIEGOKOLWIEK konfliktu MIĘDZY GRACZAMI rezygnujemy z testowania. Również walki fizycznej, strzelania do siebie (słynne strzały w tyłek Usingena:)), pościgu etc. z nich rezygnujemy na rzecz opisu.

    Nie chodzi mi o przepałerowanie Usingena a o równowagę.

  8. Aj, nie napisałem jeszcze, ze przegrany test przez podkomendnego nie musi oznaczać, ze ten biegnie i wykonuje jakikolwiek rozkaz ochoczo przekonany do niego niczym młody hutnik z Krakowa do sprawy socjalizmu. Ja to raczej widzę tak ,że siła argumentacji, autorytetu i wredostwa USingena sprawiła, że adwersarz zamknął się najzwyczajniej. Niech sobie kombinuje, manipuluje, wtedy inne konsekwencje poniesie. Natomiast po przegranym teście wypada z dyskusji. W głębi swej niezwykle bogatej duszy może nawet pluć na porucznika, ale realnie milczy. To powinno skrócić jałowe dyskusje.

    Przykładowo ostatnie o te konie kłóciliście się ok. 40 minut, ale przez te 40 minut każda ze stron powtarzała ciągle to samo, nic nowego. Wtedy akurat to byłą strata czasu.

  9. Ja widzę jeszcze inne wyjście na zlikwidowanie kłótni o wszystko. Niech każdy się określi jakie wg siebie jest jego zajęcie w ekipie i później się tego trzyma. Skoro ktoś deklaruje grę np. lekarzem to niech się nie bawi w podchody, zwiad czy inne, tylko zajmie się leczeniem. Oczywiście w sytuacjach alarmowych restrykcje powinny się rozmyć ale w typowych byłbym za trzymaniem się ról.
    Najadę tu szczególnie na Jorgula który umie i robi wszystko i na wszystkim się zna i w ten sposób wcina się do każdego zadania. To wkurza bo każdy chciałby pokazać co jego postać potrafi a tak wszędzie Jorgul (aż strach otworzyć konserwę).
    To tak jak z pomysłami Pawła – te dobre giną w zalewie nieprzemyślanych czynności wykonywanych bez powodu.

  10. To jest rozwiązanie, ale jak go dopilnować? Deklaracje nie wystarczą, bo kiedy wejdą emocje, znów będziecie specami od wszystkiego. Ja na pewno wtedy bym wspierał tych, którzy są specami.

    To tak jak mówiłem ostatnio. Nie bawicie się w układanie historyjki dla przesłuchujących, a ja się nie bawię w przesłuchiwanie. Nie jesteśmy profesjonalistami w tej dziedzinie, a tylko się bawimy. Żal czasu i wysiłku. Wykonujemy rzut kostką na cechy Kyllana, bo to Kyllan jest specjalista od mistyfikacji, nie inni.

    Wy też zawsze możecie skorzystać z umiejętności i zapytać mnie o coś. Albo powiem od razu, albo przynajmniej pozwolę rzucić. Ci, którzy nie mają stosownych umiejętności pozostaną wtedy w tyle.

  11. W sumie rozwiązanie ma szansę się sprawdzić… zwłaszcza, kiedy Usingen będzie miał rację, to ja się z nim wtedy nawet kłócić nie będę. A pewnie będzie miał rację, bo się zna (jestem za kreowaniem sytuacji). 😉 Przynajmniej w moim przypadku w większości nie chodziło nie o łamanie rozkazów dla samego łamania, ale raczej fakt, że decyzje były uważane za błędne. A jak zdobędzie autorytet, to już inna będzie rozmowa (np. z Kyllanem w kwestii palenia wiosek raczej bym się nie kłóciła).

    A jak więcej osób w grupie będzie miało inne zdanie niż Porucznik, to będą jakieś bonusy?

  12. powiem tak dowódce nich planuje my wykonujmy,albo my giniemy bo był zły plan lub dowódce ma medale. i tyle ma da powiedzenia

  13. @ MAgda

    Też jestem za kreowaniem sytuacji, jak wyżej powiedziałem.

    Bonusy będą, jak Usingen będzie arogancki, obraźliwy lub jego decyzje zdecydowanie będą błędne. Czyli dostaniecie plusa za każdym razem, jeśli będzie odbierany przez Was negatywnie.

    A z tymi wioskami to nie rozumiem.

    @ Pablo

    To jest jakieś wyjście, ale może zbyt ostre jednak?

  14. W sumie trochę w tym racji. Jakbym posłuchała i „odwróciła na siebie uwagę” Tego plutonu egzekucyjnego, co tam na nas czekał na drodze, to pewnie by mi wszystkie 9 żyć za jednym zamachem poszło…

  15. E tam, twarda jesteś, co najwyżej 3 lub 4 🙂

  16. Tak stawiasz sprawę to tak to ja widzę to tak.

  17. no niby wszyscy maja racje. tak sobie wszystko przeczytalem na jeden raz i fajnie byloby sie ze wszystkimi zgodzic. ALE. cholera, czy zawsze musi byc jakies ale? racja jest, ze kazdy laduje w soja postac pedeki, tak aby pozniej to wykorzystywac. no i dobra. to jest bardzo jasne. tylko w tym, wlasnie jest problem. bo kazdy ma te umiejetnosci i cechy inne. jedni sie ograniczaja i specjalizuja w czyms, inni staraja sie byc elastyczni. Jaro wspomniales, ze mnie jest pelno i wszedzie sie wciskam. wcale nie prawda. ja staram sie uzupelniac luki. zauwaz, ze do strzelania sie nie wyrywam, do polownia tez nie, bo sa lepsi ode mnie. walcze gdy musze, gdy nasze zycie jest zagrozone. znam sie na wlasnie na jezdziectwie i tropieniu. leczyc sie nauczylem, bo nikt sie nie garnal, a rany niestety otrzymujemy i w dodatku sa one coraz to glebsze.
    a wracajac do glownego watku, czyli do umiejetnosci dowodzenia w naszej grupie. jestem jak najbardziej za Grzegorzem. tylko nie wiem czy to takie proste jak nam sie wydaje. sprobuje zobrazowac o co mi chodzi, bo nie wiem jak to fachowo nazwac, opisac itd.
    pamietamy wszyscy scene gdzie walczylem razem z krasnoludem i lawca czarownic z wilkolakami? czy pamietamy co bylo wczesniej? mowilem ze zostane w obozowisku, bo jak spotkam sie z lawca to nie recze za siebie. dostalem rozkaz isc z Wami i poszedlem. konsekwencje znamy wszyscy. postrzal w plecy przez rycerza zakonnego, ktory to przyzekal walczyc z chaosem, okrucienstwem i innymi wcieleniami zla itp. itd. stracony przeze mnie PP (moze i glupio i niepotrzebnie) i inne. i tak sobie wlasnie mysle, ze w dzisiejszym wojsku tez by tak bylo. tylko jak ktos zauwazyl, w dzisiejszym wojsku (nam znanym) w jednostkach wyspecjalizowanych typy podobnego jak nasza, rozkazu mozna niewykonac, jesli zagraza naszemu zyciu lub innych „dobrych”, jest niezgodny z naszymi wartosciami lub ogolnie przyjetymi zasadami moralnymi etc. w czasach znanych nam z ksiazek i systemu i filmow ludzie byli glupkami. szerewgowy i kapral slepo wierzyli swojemu przelozonemu. bo sie go po prostu bali. jak ich pan, sierzant, lub ktokolwiek inny stojacy wyzej w hierarchi spolecznej kazal im skoczyc w ogien to skakali, bo sie po prostu bali gniewu, chlosty, przeklenstwa, anathemy. nam niestety jest takie uczucie zupelnie obce. w zwiazku z tym trudno bedzie nam, osobom myslacym i inteligentnym zagrac tak jak byc powinno. inny przyklad z Madzia i Beatka w lesie wraz z Markiem. w owczesnych latach takie dwie osoby po prostu wykonaly by rozkaz eliminacji zagrozenia. dziewczyny ze swoja inteligencja uznaly, ze to nie jest dobre rozwwiazanie
    podsumowujac, jak wspomnialem na poczatku, jestem za Grzegorzem, ale mysle, ze w momencie kryzysowym, jak np. podroz przez gesty las z konmi lub bez i przedluzajaca sie dyskusja, powinien byc zastosowany test (dla Grzegoza test, bo przeciez mimo jego wysokiej inteligencji, cech przywodczych, taktyki i co on tam jeszcze ma, jest ktos kto lepiej zna sie na poruszaniu w gestrym lesie, a kto inny zna sie na zachowaniu koni i innych zwierzat). niestety nikt nie jest niomylny. nieomylny jest tylko slepy los. moze to nas nauczy moresu, odpowiedniego zachowania i wykonywania rozkazow, a przede wszystkim wspolpracy.
    mysle, ze powinnismy zastosowac takie rozwiazanie. w sytuacji spornej powinnismy na kartce spisac wszystkie propozycje, jedna po drugiej. polaczyc w calosc. WSPOLNIE znalezs najlepsze rozwiazanie. napewno bedzie to trwalo krocej niz, wszystkich juz meczace, jalowe dyskusje.
    tako rzeklem.

  18. Hmmm w zasadzie trudno to połączyć w całość. Mówisz, ze rozkazy trzeba wykonywać, a potem wspominasz kontekstowo jako o czynie nagannym fakt wykonania przez Hamana rozkazu (strzał w plecy).

    Ja zaproponowałem test właśnie w sytuacjach krytycznych, na bezpośrednią prośbę gracza (tu akurat mówimy o Grzesiu, ale to dotyczy rzecz jasna wszystkich). I masz rację nikt nie jest nieomylny, natomiast jedni mają większe predyspozycje i przygotowanie do danego problemu, inni mniejsze. Stąd test, by w dyskusji nie mieszać postaci z graczem.

    Historyjka starsza. Wypowiadający się tu co jakiś czas Maro, najczęściej w sposób jajcarski, luzacki etc. w wielu systemach tworzył postacie wypakowane pod walkę (np. L5K, DP czy DL). Niewiele ładował w umiejętności społeczne. Dlaczego? Bo jest cwaniakiem :). Wiedział, ze w dyskusji (z NPCami także) liczy się wygadanie, a tego Marowi jak wiemy nie brakuje :). Efekt, w DP pierwsza wersja jego szlachcica miała szablę bodaj na 24, a wszystko inne wyzerowane :).Dopiero interwencja MG zbalansowała postać.

    Po to właśnie są testy, by wyraźnie odróżnić postać od gracza. Jeśli grałbym medykiem lub technikiem medycznym w futurystycznym systemie (a jestem idiotą z nauk przyrodniczych), nie udawałbym mentora w oparciu o seriale „Dr House” czy „ER”, lecz opierał na posiadanych skillach, traitach i w ogóle cechach. Jeśli dajmy na to byłbym raczej milczkiem, niezbyt dobrze wyrażającym słowami swoje myśli, a chciałbym grać mówcą, też oczekiwałbym możliwości wykonania testu (nawet jeśli zmodyfikowanym ujemnie, bo fatalnie przygotowałęm od strony rolplejowej mowę).

    Z dowodzeniem tak samo. Grzegorz nie ukończył szkoły oficerskiej, nie wczytał się w 40 podręczników taktyki i nie gra na co dzień w skomplikowane wargames. Tak samo jak Madzia nie wie, jak tak naprawdę się strzela z muszkietu, ale ICH POSTACI to potrafią. Stąd test. A że się mogą pomylić? Jasne.

    Natomiast chyba nie będziesz Madzi mówił, jak ma jej postać strzelić w sytuacji, gdy też ma wpływ na całą ekipę, przygodę czy wręcz kampanię. Założysz, że wie, co robi, tak? I dlatego tutaj widzę analogię do działań Grzesia.

    Pamiętaj, że jeśli Ty (Jorgul) jako dowódca popełnisz bład, ja z całą bezwzględnością wrzucę Cię na minę, bo Jorgul to laik i wziął się za coś, na czym się nie zna. Natomiast Grzegorz jako Usingen jeśli podejmie złą decyzję, na pewno ode mnie usłyszy, że czuje, iż zagranie jest ryzykowne. Ewentualnie dostanie szansę naprawienia błędu. Bo jest fachowcem.

  19. po pierwsze Haman nie dostal rozkazu strzelenia mi w plecy! zrobil to sam, mimo ze moim zdaniem w pierwszej kolejnosci, jako rycerz zakonny, powinien zareagowac na wycie wilkow i wrzaski ludzi. kwestia interpretacji.
    jesli chodzi o kontekst tych komentarzy, to jest dokladnie tak jak mowisz. nie zawsze jest potrzebny test. ale sa tez sytuacja gdzie Jorgul bedzie testowal przeciwstawnie testom Usingena. jestem za. tyle ze z tymi rozkazami jest roznie. nie mowie tu o cechach przywodczych i innych takich. mowie konkretnie o samych rozkazach. kazdy z nas jest osoba inteligentna lecz malo zdyscyplinowana. mnie osobiscie ciezko jest oddzielic slepe wykonanie rozkazu (jakie mialo by miejsce w sredniowieczu) od trzezwej mysli. gdzie w rzeczywistosci Jorgul by slepo te rozkazy wykonal.kurcze, ciezko mi wytlumaczyc o co mi chodzi.
    zeby nie bylo, ja nie jestem przeciwnikiem testow. tak sobie pomyslalem ze jak na mnie ktos rzuci czar kradziez rozumu to testuje sile woli. podobnie moglo by byc z narzucaniem czyjejs woli, czyli nota bene wydaniem rozkazu. czy dobrze sobie rozumuje?

    podsumowujac, ja jestem za testami w momencie, gdy zaczyna sie jalowa dyskusja. nawet jesli by mieli testowac wszyscy obecni. z mistrzem wlacznie. MG powinien wykonac test wytrwalosci, czy to wszystko wytrzyma, czy go w koncu jasny szlag trafi. hi hi hi.

  20. nikomu nie bede mowil co ma robic i jak. moge tylko sluzyc rada, bo np. lepiej wiem jak stawiac nogi na sliskiej skale.

  21. Damian, powtarzamy się. Swoje powiedziałem, łącznie z argumentacją i dziesiątką przykładów, które możesz powyżej przeczyteć (komentarz nr 7,8, 18). Tobie trudno może być oddzielić ślepe posłuszeńśtwo od czegoś tam. Trudno. Na testy większość się zgodziła, toteż propozycja przechodzi.

    Jeśli dany gracz zadeklaruje chęć rozwiązania problemu mechanicznie (rzutem kości), ja na to przystanę. Wszelkie modyfikatory, potencjalne efekty etc. są jawne.

    POWTÓRZĘ: W przypadku przegranego testu SW przeciw CP, przegrany zamyka dzióbek i wyłącza się z dyskusji, czyli akceptuje wolę dowodzącego. Jeśli natomiast potem chce się bawić w łamanie, omijanie, modyfikowanie i przekombinowanie rozkazów, jego sprawa. Wolnej woli nie odbieram, ale przychodzę się pobawić, pograć, a nie słuchać jałowych kłótni. Myślę, że reszta podobnie myśli.

  22. juz wczesniej pisalem, ze testy to dobry pomysl.

  23. […] od stali, a to wreszcie tur wylazł wprost na polanę (hehe, drugie niemiłe spotkanie z turem, Maja ma pecha do tych szlachetnych zwierząt) i przekształcił się w gigantycznego minotaura (w zasadzie turotaura), który choć został […]

Dodaj odpowiedź do Usingen Anuluj pisanie odpowiedzi