Conan BRP odc. 38 – kurhan Thayendanegi po raz wtóry

Sekcja żeńska: 

Aegea (Madzia) – argosańska piratka pozbawiona okrętu i chwackiej załogi, w chwili obecnej zbiera na statek. Biorąc pod uwagę ceny, długo pozbiera:).

Sekcja karków:

Publius Maximus (Jaro) – aquiloński weteran legionu, setnik ciężkiej piechoty z Gunderlandu. zdyscyplinowany i zawzięty. Milkliwy („kurwa, Jaro!!! Walnij przemówienie, masz wysokie skille!!!” „Ale co mam powiedzieć?”)

Korgoth (Maro) – barbarzyńca cymmeryjski i setnik aquilońskiej armii, góra mięśni zakończona mieczem dwuręcznym (lub takowym toporem). Zapijaczona, wredna menda:).

Sekcja zamieszania:

Guri Aziz (Damian) – hyrkański nomad i pogranicznik, łucznik i mistrz konnej jazdy.

                Licząca już niemal pięciuset wojów zbieranina pod dowództwem Primusa Secundusa po dwu dniach dotarła do Fortu Griset. Widać było, że wojna nie oszczędziła „stolicy” Oriskonie. Choć sam fort się ostał, to Bazar i Tartak całkiem spłonęły, a Miasto ocalało w połowie. W samym forcie roiło się od żołnierzy, uciekinierów i osadników. Co ważne, wysoko ponad siedzibą gubernatora łopotały sztandary z herbami barona Flaviusa oraz lwem aquilońskim – symbol władzy królewskiej. Znając sympatie gubernatora Glyca, oznaczało to, że do prowincji przybyli przedstawiciele nie kogo innego jak samego króla Conana.

          flavia      Gubernator serdecznie przyjął bohaterów z Wieży Zemsty, czym prędzej zebrał od nich wieści jak i przekazał te, które dla herosów były nowością. Otóż do Griset przybył sam baron Flavius, prowadząc odsiecz liczącą ponad pięć setek zaprawionych w bojach żołnierzy, w tym blisko setkę elitarnych Czarnych Smoków pod dowództwem setnika Gallanosa – opancerzonych czarną stalą rosłych i chwackich rycerzy. Teraz ze swoimi siłami oraz tymi, których przyprowadził Primus Secundus miał niemalże piętnaście setek wojaków. Nic dziwnego, że Glyco przemyśliwał o wyjściu w pole i rozbiciu pozostałych sił Flavii, te jednak, złożone głównie ze szczepów Niedźwiedzia, Orła i Węża, zapadły w dolinę Karihton. Gubernator martwił się tym, wiedząc, że jednym z celów przeklętej Flavii jest przebudzenie szamana Thayendanegi ze zniszczonego lata wcześniej szczepu Hieny. Ów posiadł ogromną moc nekromancji i mógł posłać przeciw osadnikom tysiące nieumarłych wojowników. Pozytywem w tej całej sytuacji był fakt, iż baron Torh – Scaveldo Szkarłatny – po wielkie bitwie z Piktami, utracił połowę armii i porzucił plany podboju Oriskonie, a w obecnej sytuacji (powrót Conana) zapewne zastanawiał się, jak zachować swoje włości.

Adenagath (NPC): Wasz towarzysz się zwie Publiusz, bo lubi publicznie przemawiać?

Korgoth: Nie, matka była gościnna.

     Pozostało więc dorwać Flavię, wybić Piktów i cieszyć się upragnionym pokojem, na który umęczone Oriskonie jak najbardziej zasługiwało. Wszak straciło niemal połowę swej populacji (dwie wioski, kilka mniejszych osad i dziesiątki gospodarstw spalonych). I tutaj pojawiło się miejsce dla kolejnego bohaterskiego czynu naszych bohaterów. Oni to zaoferowali się, że ruszą w leśnie ostępy doliny Karihton, zapobiegną ożywieniu Thayendanegi i w miarę możliwości wyprowadzą Piktów na północny wschód od Griset, gdzie rozciągały się na kilka kilometrów pozbawione drzew równiny – doskonałe miejsce dla szarży kawaleryjskiej. O ile armia Glyca, Flaviusa i Gallanosa miała małe szanse z kilkoma tysiącami dzikusów w gęstym lesie, to tutaj lekkozbrojni Piktowie musieli pęknąć pod uderzeniami pancernych klinów Aquilonii.

                Do wyprawy bohaterowie przygotowali się najlepiej jak potrafili. Korgoth opłacił ostatnich trzech żyjących legionistów z obsady Wieży Zemsty (dość szybko uzyskali imiona: Łysy, Siwy i Grom), zwalistych chłopów w ciężkich pancerzach i z ogromnymi tarczami. Ponadto udało się przekonać Adenagatha (mędrca, znającego się chyba jednak na czarnej magii, skoro wedle niektórych podczas walk z Piktami o Griset udało mu się rozproszyć kilka zaklęć Flavii, ponoć tylko dlatego część Miasta ocalała), by ruszył razem z nimi w dolinę Karihton.

                O świcie herosi opuścili fort i zanurzyli się w leśne ostępy. Dość szybko dotarli do Karihton, jałowej, martwej rzeki, i przekroczyli ją bez większych problemów. Gorzej było za rzeką. Szerokim łukiem starali się ominąć ewentualne pozycje Piktów, korzystając m.in. z informacji zdobytych u spotkanych zwiadowców oriskońskich. Kiedy byli już ok. 10 kilometrów od kurhanu, natknęli się na pierwsze patrole piktyjskie. Przez połowę dnia udało im się przejść może 5-6 kilometrów, ale pozostali niezauważeni (dzięki pracy jedynych tropicieli w drużynie – Guriego i Korgotha). Na 2-3 h przed zmierzchem umęczeni zapadli w mateczniku, rozmyślając co dalej. Za radą Guriego zdecydowano, że Hyrkańczyk pójdzie przodem, starając się wypatrzeć wrogie pozycje, a ekipę poprowadzi Korgoth. Plan sam w sobie nie był zły, ale po raz kolejny Mitra nie był po stronie herosów (ew. złe moce sprzysięgły się przeciw nim).

                Po godzinie marszu pech Guriego dał o sobie znać. Kompletnie zagapiony (fumble przy rzucie na Stealth) wpadł na grupę piktyjskich obserwatorów (special succes na Spot). Nim Guri się zorientował grupa dzikusów opadła go. Choć walczył zaciekle, zarzucono na niego liny i sieci. Korgoth ze swoimi legionistami próbował (słysząc z przodu szamotaninę i odgłosy walki) pomóc towarzyszowi, lecz przybył za późno. Dzicy ponieśli ogłuszonego Hyrkańczyka do głównego obozu, siedziby samej Flavii.

                Co robić? Odbić towarzysza? Ale trzeba wpierw przedrzeć się przez patrole, z jedynym tropicielem w postaci Korgotha. Potem minąć łańcuch obozowisk i dopiero dotrzeć do głównego obozu armii Flavii. Atut zaskoczenia zniknie, a być może i ostatnia szansa na zniweczenie planów Piktów. Z tego względu herosi wpierw skierowali się w stronę kurhanu Thayendanegi. W połowie nocy dotarli do krawędzi lasu i ujrzeli przerażający widok. Ponad tysiąc dzikusów drążyło zawzięcie ziemię. Kurhan był już niemal całkiem rozkopany. Wszystko wskazywało na to, że już wkrótce szaman Hien ponownie znajdzie się pośród żywych.

MG (o wynajętych legionistach): Z twarzy im wilkiem patrzy, a nie jakimś…

Publiusz (patrząc zimno na Guriego): … wiatrem pustyni.

                Ledwie zapadł zmierzch, a Piktowie wydobyli szczątki Thayendanegi, zawiązali je w pokryty dziwnymi znakami całun i ruszyli z powrotem do obozu. Choć było ich ponad tysiąc, to w gęstym lesie Karihton rozciągnęli się w długiego i cienkiego węża. To była szansa dla BG. Ukryli się na trasie Piktów i czekali. Minęły ich pierwsze grupy wojowników. Szły Węże, Orły i Niedźwiedzie. Wszyscy umalowani o zwierzęcych twarzach i szalonych oczach. Wreszcie Korgoth dojrzał grupę elitarnych wojowników niosących na marach zwłoki Thayendanegi. Zaatakowali.

                Cymmeryjczyk i jego legioniści wpadli na ochronę i roztrącili ją. Publiusz uderzył z drugiej strony. Adenagath wspomógł ich swą mocą, rozpraszając magię jednego z szamanów. Chwilę potem wystrzeliła Aegea, a potem BG rzucili pojemniki z łatwopalną oliwą. Nim pozostali zdołali zareagować, zginęła cała ochrona, a zwłoki szamana płonęły sprofanowane przez herosów. W walce zginął jeden z legionistów. Bohaterowie czym prędzej oderwali się od szalejących Piktów i po krótkiej ucieczce ukryli się pośród leśnej gęstwiny.

Skradanie się przez pozycje Piktów. Nieustające brzmienie bębnów i nieudany test Korgotha na „mowę bębnów”.

MG: Szum lasu tłumi bębnienie. Nic nie rozumiesz.

Korgoth [udając, że nasłuchuje]: „Dis… Pi.. ir…” Tylko urywki docierają.

                Guri ocknął się nagi, przywiązany do pala męczarni. Wokół niego stały dziesiątki, jeśli nie setki wojowników. Kilku z nich musiało być znaczymy wodzami, bowiem w skołtunione kłaki wplecione mieli różnokolorowe pióra. Między nimi stała blada, piękna niczym śmierć Flavia. Oczy jej już dawno nie wyrażały żadnych ludzkich uczuć. Spojrzała na Hyrkańczyka i zapowiedziała mu okrutną śmierć, jak tylko doczesne szczątki Thayendanegi zostaną jej przyniesione.

Guri wpada w łapy Piktów. Bębny zmieniają melodie. Biją ostrzegawczo.

Siwy [jeden z legionistów, NPC]: Panie setniku, ja chyba bębnowy rozumiem. Oni „Alarm!” bębnią.

Korgoth [facepalm i chwilowe wyjście z roli]: Kurwa, oni nie mieli być debilami.

Dodaj komentarz