Evernight – Tur się stawia czasem (cz. 17)

Drużyna: Las Maquinas de la Muerte

Mirabella aka Mira Belladan (Ata) – wojownicza półefka (dziedzictwo ludzkie), mistrzyni miecza, szabli i ciętego języka. Mistrzyni miecza a teraz zabójczyni upiornego węża – Seta. Potomkini rodu Belladanów i świeżo pasowany Czerwony Rycerz (Rycerka:))

Dalajlana (Madzia) – Elfia czarodziejka kształcona w Kos, miotacz magicznych pocisków i posiadaczka dwuręcznego, okutego kija. Przynosząca pecha heroina z nawykiem do skubania czyichś ubrań i poprawiania kołnierzyków. Jak się okazało zwie się Dalai z rodu Lanów. Paskudnego rodu, należy dodać. Być może przyszła dziewczyna Fulka de Lorche :) .

Edric „Edi” Godspike (Jaro)  – Człowiek, amoralny złodziej bez jakichkolwiek zahamowań. Notoryczny dupcyngiel.  Nie cofnie się przed okradzeniem dziecka, muzeum czy rycerza! Wannabe hero, który równie łatwo pada, co masakruje jednym ciosem demoniczne węże. Przyszły pogromca pająków i przywódca Podziemia.

Cavas (Damian) – Rosły wojownik, mistrz galopady na pająku. Urodzony szwendacz stawiający nieudolny opór próbującym go uwieść kur… dziewczętom. Ostatnio wyrósł na herosa, co to się wrogom nie kłania. Pechowiec, który regularnie poznaje oczyszczającą moc ognia.

Zong Zębatka (Pablo) – Jednonogi, przygłuchy krasnoludzki rusznikarz obwieszony patronami. Chciwy niczym Szkot z poznańskiego. Tzw. „Dziadek”. Oddany dowódca chłopów i spóźniony maestro muszkietu.

Zabrakło Fuksa, złodzieja, bandziora i bombardiera.

Sezon 2 Odcinek 6 Tur się stawia czasem

Grupa Myśliwych Dir Ewanglera, ohydnych kolaborantów, została zniszczona, a sam Dir Ewangler zginął trafiony kilkoma błyskawicami Dalajlany. Więźniowie w większości zostali uwolnieni, toteż Maszyny mogły powrócić w glorii i chwale, przynosząc dodatkowo kilkadziesiąt sztuk broni palnej dla żołnierzy Podziemia. Choć ogólnie morale nie wzrosło, a lord Herrek musiał skierować żołnierzy do ochrony zbieraczy żywności, to szybka i sprawna akcja BG sprawiła, iż ocaleli nieco łaskawiej na nich patrzyli.

Dyskusja pt. „Jakim cudem pająki widzą w ciemnościach?”

Cavas: Może widzą ciepło?

MG: Ciekawa teza.

Edi: Taka nowoczesna. Nieortodoksyjna.

Minął dzień, może dwa, a Maszyny Śmierci ponownie ruszyły na akcję. Lord Herrek przekazał im informacje, jakie Aden (urastający z wolna do rangi szefa wywiadu Podziemia:)) wydobył od uchodźców, których BG przyprowadzili kilka dni wcześniej (s02e04). Oto w okolicach Cromholmu widziano stado turów, potężnych rogaczy, których mięso dziś było na wagę złota, zwłaszcza, że żywności w Królewskiej Przystani miało starczyć na zaledwie 3 tygodnie.

W ciągu kilku godzin herosi przygotowali się do wymarszu. Zebrano ekwipunek, broń, żywność na czas podróży. Wraz z Adenem ustalono również plan. Maszyny zdecydowały się wyjść na powierzchnię przez Górne Katakumby w ruinach Królewskiego Portu. Odprowadzeni przez patrol bojowników Podziemia dotarli bez przeszkód aż do kanałów, cuchnących, błotnistych, stęchłych. Tam bojownicy sprawnie zaminowali korytarz, na wypadek, gdyby pająki odkryli drogę wyjścia herosów, a sami bohaterowie przygotowali się do wyjścia na powierzchnię. Po raz pierwszy od czasu ucieczki z obozu pracy.

Edi sprawnie wyskoczył z włazu, padł w stertę gruzu, zamaskował siebie i wyjście. Słusznie, bowiem wyglądając przez okienko piwniczne kamienicy z której pozostał narożnik i fragment jednej ze ścian, dostrzegł ponury kondukt maszerujący jednym z miejskich traktów. Kilka setek więźniów, nagich i wynędzniałych parodii ludzkich istot, było eskortowanych przez tuzin usychaczy i blisko pięć dziesiątek pająków. Grupa powoli zmierzała ku bramie miejskie, a w tle umierał świat. Potrzaskane ruiny budynków, pałaców, przepięknych wież tonęły w ciemnościach, niknąc za zasłoną pyłu i popiołu. Miast niegdyś krystalicznie czystego powietrza, czuć było smród spalenizny i zgnilizny. Wszędzie bielały kości mieszkańców stolicy, czaszki szczerzyły zęby spod stert gruzu. Mimo to miasto wydawało się żyć, choć w jakże odmienny sposób. Z oddali dochodziły gromy przelatujących kufrów i szalup Władców. Mimo gęstego smogu Edi widział fioletowy blask prostych błyskawic bijących z muszkietów przybyszów. Ciemności czasem rozrywał blask tysięcy słońc, gdy któraś z bomb zrzucanych przez najeźdźców zamieniała ruiny w popiół i żużel. Cienie wtedy wydłużały się, pędziły po ziemi, a świat stawał się przerażająco czarno biały. Pojedyncze wystrzały muszkietowe i eksplozje prochowych ładunków sugerowały, że ktoś z dawnych Waluzjan jeszcze żyje… i nadal walczy. Kilkaset metrów od Edrica dogorywał w huku eksplozji, wizgu muszkietów Władców, huku ich szalup i rumorze niszczonych przez tupacze kamienic jeden z punktów oporu.

Dojście do bramy zajęło Maszynom blisko 10 godzin. Nie ryzykując wykrycia, skradali się, przemykali między ruinami, a czasem oczekiwali aż kolejne oddziały pająków przemaszerują w pobliżu. Tylko dzięki swemu doświadczeniu unikali patroli i latających mózgów, które omiatały snopami światła postapokaliptyczny Królewski Port.

Brama miejska była nienaruszona, jednak Władcy wyburzyli miejskie mury, toteż masywna budowla stała niemal w szczerym polu, na pohybel logice. BG oczywiście podkradli się do bramy, a drużynowy zwiadowca (w tej roli Cavas) zaczął bacznie rozglądać się, szukając ukrytego niebezpieczeństwa. Wydawało się, że za linią dawnych murów rozciąga się szara, popielna równina z pojedynczymi, pozbawionymi liści drzewami. I te drzewa zdawały się falować, jakby był upalny dzień a powietrze rozgrzane. Cavas, mimo ostrzeżeń Ediego, przekroczył linię dawnych murów i wtedy wyszło na jaw, iż nie tyle powietrze jest rozgrzane, co w miejsce dawnych murów ciągnie się wokół ruin miasta niewidzialna bariera złej energii. Cavas zrobił krok, a jego ciało pochłonęły płomienie. Ognisty słup wzniósł się na kilka metrów w czarne niebo, a wojownik zaczął krzyczeć w agonii.

Cavas. Dwie misje wcześniej podpalony przez feniksa teraz przez magię Władców.

MG: Cavas płonie.

Dalai (znudzona): Znowu?

Towarzysze czym prędzej wydostali potwornie poparzonego Cavasa i odskoczyli kilkaset metrów w głąb ruin. Słusznie, bowiem chwilę później zaroiło się od pająków i latających mózgów. Kiedy Edi i Zong zabezpieczali teren, Mira i Dalai tłumiły krzyki cierpiącego przyjaciela, jednocześnie lecząc jego rany. Ostatecznie kombinacja magii, kunsztu leczenia i cudu Solariona zregenerowała Cavasa.

Nie pozostało nic innego niż przedostać się przez bramę. W jej wnętrzu panowały tak absolutne ciemności, iż zapalona przez Ediego lampa dawała jedynie ciemnobrązowe światło, oświetlające może pół metra wokół siebie. Sama brama miała przynajmniej kilkanaście metrów, choć z zewnątrz tunel przez nią prowadzący zdawał się mieć 4-5 kroków.

Herosom udało się wydostać z ruin, a następnie przebyć popielną ruinę. Zapadli w gęstym, ponurym lesie, w którym panowały niemal egipskie ciemności. Kolejne dwa dni podążali w kierunku Cromholmu, unikając wroga.  Wszędzie znajdowali ślady wroga: zbiorowe mogiły nieszczęśników zamordowanych przez pająki, wypalone osady. Przeżyli nawet atak gryfa.

Kompletne ciemności. Coś wielkiego, skrzecząc, próbuje przez splątane korony drzew dobrać się do herosó.

Edi: Może jakieś światło?

Mira: Po co?

Edi: Chcę widzieć, co mnie je.

Dalai: Poznasz po mlaskaniu.

Ominąwszy Cromholm dotarli do miejsca, gdzie widziano tury. Po blisko dniu poszukiwań wytropili stado. I tu zaskoczenie. Tury zachowywały się niczym inteligentne istoty, ochraniały siebie, strzegły młode, obserwowały otoczenie niczym najwytrawniejsi zwiadowcy.

Sprawa wyjaśniła się w chwili, gdy BG dostrzegli przywódcę stada. Ów tur przerastał blisko dwukrotnie swoich pobratymców, a pod względem sprytu i mądrości dorównywał herosom. Próba podejścia spaliła na panewce i rozpoczęła się chaotyczna walka. Dalai poczęstowała przywódcę stada wiązką wyładowań, która nawet nie zatrzymała szarży tura. Byk niemalże zabił czarodziejkę, a kilku pobratymców dziwnej bestii zaatakowało pozostałych herosów.

Walka z turami. Zmiennokształtny przywódca stada atakuje Cavasa.

Dalai: Walę w niego. Potrzebujemy Cavasa.

Edi: No nie wiem, ja bym wziął tego tura.

W połowie walki przywódca przeobraził się w potężnego człowieka, co wyjaśniło tajemnicę stada. Prowadził je zmiennokształtny, toteż zwierzęta zachowywały się niemal niczym ludzie. Kiedy jednak po długiej walce „turołak” padł, pozostałe byki momentalnie uspokoiły się i utraciły swój niezwykły spryt.

Maszyny wypełniły w połowie swe zadanie. Choć wiązało się to z uśmierceniem niewinnej istoty, opanowały stado. Teraz pozostało je przyprowadzić w okolice jaskiń nadmorskich, którymi można było dotrzeć poprzez Dolne Katakumby do Królewskiej Przystani.

Rozgorzała walka, lecz Edi próbuje od innej strony przedostać się przez samce i dotrzeć do młodych i samic.

Edi: Nie mówili, czy samice są agresywne. Może wezmę zakładników?

Bohaterowie bez odpoczynku gnali setkę turów. Każdego dnia gubili kolejne zwierzęta, czasem tracili w wyniku ataku drapieżników. Jednego dnia cudem uniknęli wykrycia, kiedy wraz z stadem wyszli na kilka dziesiątek pająków. Nie chcieli walki, poświęcili więc część zwierząt i przeczekali, aż pająki nażrą się.

Ostatniego dnia było wyjątkowo jasno. Widoczność sięgała kilkuset metrów, panował półmrok. Herosi nie powitali jednak światła z ulgą, obawiając się, że latające mózgi i kufry Władców wypatrzą ich z powietrza. Szczęśliwie jednak uniknęli patroli. Przed samym klifem znaleźli jeszcze dziwny skamieniały las, w którym dostrzegli szczątki jednego z latających kufrów. Nie udało im się jednak ich zbadać, bowiem cokolwiek przekraczało granicę zagajnika, błyskawicznie zmieniało się w kamień.

Przemarsz z turami do Przystani. Stado topnieje w oczach.

MG: Okaże się, że przyprowadzicie dwa tury, ale zawsze możecie powiedzieć: „Adam i Ewa” i możliwy będzie rozród.

Edi: Taaa, my to raczej przyprowadzimy dwa tury: „Adam i Adam”, a Herrek: „Jesteście debile”.

Wreszcie siódmego dnia (kiedy to Dalai i Edi wreszcie padli ze zmęczenia) zeszli na plaże i dotarli z resztkami stada w pobliże jaskiń. Tam też czekali na nich żołnierze Podziemia, tragarze i rzeźnicy. Maszynom udało się doprowadzić do celu 35 turów, zapewniając na dłuższy czas żywność ocalałym.

STAN PODZIEMIA (Siła 2)

2220 mieszkańców (podczas waszej nieobecności kolejne dwie setki ocalałych dotarły do Przystani)

110 żołnierzy (morale wciąż niskie, lecz wśród przybyłych było dziesięciu żołnierzy)

4 drużyny herosów (Czarne Kły,  niedobitki Młotów na Golemy, niedoświadczeni Pogromcy Pająków, Las Maquinas de la Muerte). Pogromcy Pająków wybiły większą grupę pająków w Górnych Katakumbach. Czarne Kły również powróciły z wyprawy po żywność (zapasy zboża i warzyw)

3 Czerwonych Rycerzy, 4 Kapłanki Solariona

Morale niskie, mało kto wierzy w zwycięstwo. Silna polaryzacja ocalałych utrudnia sprawne zarządzanie Podziemiem. Tawny Downs przewodzi przynajmniej 50 % mieszkańców. Działania grup bohaterów wpłynęły pozytywnie na ludzi, lecz trudno oczekiwać, by chcieli walczyć. Większość chciałaby ewakuacji, czyli wsparłaby politykę Herreka.

Żywności starczy w chwili obecnej na ok. 8-9 tygodni. Sukces misji waszej i Kłów wpłynął na morale. Ekipy ruszające po grzyby, szczury i ryby nie potrzebują eskorty. Co oznacza, że żołnierze znów są do dyspozycji Herreka, połowa z nich wspomaga przygotowania do ewakuacji. Zdarzają się problemy z istotami zamieszkującymi Katakumby (nieumarli, zgrzytniki, morskie trolle etc.). Patrole Władców od przynajmniej 27 dni zapuszczają się w Góne Katakumby,  jednak akcja Pogromców oczyściła na jakiś czas korytarze otaczające Przystań.

Brakuje prochu (zapasy praktycznie na ukończeniu), broni walki wręcz (nie ma kto jej wytwarzać, nie ma kuźni), pancerzy (wykorzystuje się głównie skórzane). Na Myśliwych zdobyliście ponad 60 sztuk broni palnej i ok. 40 walki wręcz, co pozwala na wyszkolenie kolejnych kilkudziesięciu żołnierzy. Niestety chętnych brak.

Problemem stają się lekarstwa, zioła, nawet opatrunki (starczy na 2 tygodnie intensywnych działań zbrojnych).

W Górnych Katakumbach znajdują się jeszcze 3 placówki Podziemia, które pełnią głównie ostrzegawczą rolę. Herrek wymienił ich obsadę. W każdej z nich jest teraz tylko 3 żołnierzy, ale weteranów (wcześniej było pospolite ruszenie).

Kontakt z Przedpieklem – bez zmian.

Wiadomo, że poza Przystanią są inne osady ocalałych w Katakumbach, ale poza tym nic o nich nie wiadomo.

Ewentualne cele:

1. Obóz pracy na powierzchni.

2. Szczątki kufra (tylko jak się do niego dostać?)

3. Mizrindor – poszukiwanie artefaktów i ksiąg, w których znajdowałyby się zaklęcia umożliwiające skorzystanie z portalu, a co za tym ewakuację z Waluzji. Przypominam, że Herrek wciąż nie wierzy w sens walki.

UWAGI:

1. Dzień przed osiągnięciem celu znaleźliście jeden z obozów pracy Władców. Klasyczny kwadrat otoczony dziwnym ogrodzeniem i wieżami strażniczymi z szarego metalu.

2. Kolejna misja – wyprawa do Mizrindoru. Przygotujcie się na najgorsze. Lord Herrek liczy, że dzięki Wam będzie mógł uruchomić portal i ewakuować ocalałych na inny kontynent.

Dyskusja z Herrekiem, który planuje ewakuację przez portal. Ediemu to nie w smak.

Edi (o portalu): A nie wiadomo, czy to gdzieś prowadzi.

Dalai (wyniośle): O, głupi Edi, to się nazywa konfiguracja portalu.

3. Wylosowana misja – ogromny połykacz Moby uniemożliwia Waszym ludziom połów czerwienic. Jeśli ktoś go nie pokona, to spadnie wydajność grup zdobywających pożywienie. Po bliższe szczegóły musicie się zgłosić do dowódcy placówki przy zejściu na Dolne Katakumby – kapitana Ahaba.

4. Jeszcze w lesie przechodziliście krawędzią ziem należących do rodu Lanów. O dziwo, wydawały się nietknięte. Na gałęziach zalegał śnieg (trwa zima).

Komentarzy 7

  1. Hmmm no to się utyramy po pachy.
    Po zioła to do Lanów bym polazła z chęcią, skoro wygląda na to, że : złego…emm,fuu pechowego diabli nie biorą” może coś tam znajdziemy .

  2. No nie muszę chyba mówić, że popieram pomysł przedmówczyni :] Pech czy nie pech, ale mam nadzieję, że wnioski wysnuliśmy dobre i coś trzyma Pająki z dala od siedziby Lanów, i warto by się dowiedzieć, co. Poza tym na pewno zostaniemy mile przyjęci… :] I proszę mi nie histeryzować, od odrobiny pecha nikt jeszcze nie umarł….

    Poza tym do Mizrindoru też warto się wybrać. Na pewno coś tam zostało, a wcale nie jest powiedziane, ze ostał się właśnie portal. Poza tym, ktoś go musi skonfigurować, a ja raczej nie potrafię tak z biegu tego zrobić. 😀

  3. …od odrobiny pecha nikt jeszcze nie umarł… jeszcze!

  4. Dobra. Nie idź. 😛
    Zostań, trzęsąc swoim rachitycznym tyłkiem. 😛 Nie boisz się pająków, nie boisz się upiorów, orków, Połykaczy, a boisz się spadających cegieł???
    Paranoik… 🙂

    A w ogóle to…. BU!!

  5. Taaaaa, pająki nie wysadzają łodzi, w których się poluje na potwory w jeziorze, nie wywołują alarmu w wiosce, zrywając dach z szopy. Nie obalają kolumn w starej świątyni. Coś pominąłem?:)

  6. ha ha ha. nasza Dalai rośnie w sił… ehh moc? Cholera jak nazwać tą dziwaczną przypadłość urozmaicania innym życia? no bo przecież to nie jest zwykły pech.

    wracając do planów. zajmijmy się rybką, później wyspą magików, a jak wystarczy czasu tu szczątkami kufra i wycieczką do Lanów. przecież nie tak od razu zawali się na nas drzewo, pożre gigantyczna wymarła w reszcie świata nornica lub inna ryjówka. a i zima na ich ziemiach nie może być nam przeszkodą. czyż nie jest jak mówię?

  7. […] pod ruiny. Pierwszy na powierzchnię wydostał się Edi. Wylądował gorzej niż ostatnio (vide wyprawa po tury), gdyż w ogołoconym z drzew królewskim ogrodzie, przez który szarżował tuzin pająków, […]

Dodaj odpowiedź do Damian Anuluj pisanie odpowiedzi