Evernight – Wiecznonoc (cz. 14)

Drużyna: Las Maquinas de la Muerte

Mirabella aka Mira Belladan (Ata) – wojownicza półefka (dziedzictwo ludzkie), mistrzyni miecza, szabli i ciętego języka. Mistrzyni miecza a teraz zabójczyni upiornego węża – Seta. Potomkini rodu Belladanów i świeżo pasowany Czerwony Rycerz (Rycerka:))

Dalajlana (Madzia) – Elfia czarodziejka kształcona w Kos, miotacz magicznych pocisków i posiadaczka dwuręcznego, okutego kija. Przynosząca pecha heroina z nawykiem do skubania czyichś ubrań i poprawiania kołnierzyków. Jak się okazało zwie się Dalai z rodu Lanów. Paskudnego rodu, należy dodać. Być może przyszła dziewczyna Fulka de Lorche :) .

Edric „Edi” Godspike (Jaro)  – Człowiek, amoralny złodziej bez jakichkolwiek zahamowań. Nieudaczny kochanek uciekający przed przyszłym teściem i żoną. Nie cofnie się przed okradzeniem dziecka, muzeum czy rycerza! Wannabe hero, który równie łatwo pada, co masakruje jednym ciosem demoniczne węże.

Cavas (Damian) – Rosły wojownik, mistrz galopady na pająku. Urodzony szwendacz stawiający nieudolny opór próbującym go uwieść kur… dziewczętom. Ostatnio wyrósł na herosa, co to się wrogom nie kłania.

Zong Zębatka (Pablo) – Jednonogi, przygłuchy krasnoludzki rusznikarz obwieszony patronami. Chciwy niczym Szkot z poznańskiego. Tzw. „Dziadek”. Oddany dowódca chłopów i spóźniony maestro muszkietu.

Fart „Fuks” Funterfale (Maro) – Niziołek, kolejny złodziej i nożownik. Obwieszony nożami obwieś, utracjusz i amoralny łupieżca. Miłośnik wielkich kobiet, dzielny zwiadowca, który raz w życiu zrobił coś dobrego dla ludzi (przez przypadek). Na Czerwonych Moczarach zwany Świętym Fuksem od Dobroci i Życzliwości. Piroman, niziołczy saper i bombardier.

Początek walki na placu defiladowym. Tupacz za plecami, horda pająków z przodu.

Sezon 2 Odcinek 1 Upadek

Bohaterowie spoglądali z wąskiej półki skalnej na rozciągającą się u ich stóp Waluzję. Zniknęła kraina mlekiem i miodem, rozległe lasy skąpane w barwach jesieni, białe miasta, strzeliste zamki i malownicze wioski. Gęsty dym spowijał niebo, osady płonęły. Dziesiątki ognisk pożarów wskazywały miejsca, gdzie jeszcze niedawno pyszniły się waluzjańskie miasta: Cromholm, Dalamet… W oddali na południu straszyła dziwna iglica, z której szczytu wydobywały się kłęby gęstego smogu, który tak skutecznie oddzielał ziemię od promieni Solariona. Maszyny zdecydowały się odpocząć (niektórzy wciąż byli wyczerpani po podziemnej wędrówce, a Dalailana osłabiona poważnymi ranami), a następnie zejść z gór i ruszyć w kierunku Aragronu – wioski drwali, skąd wyruszyli kilka dni wcześniej.

Bohaterowie rozmyślają co robić dalej, kiedy najeźdźcy okupują Waluzję.

Fuks: Będę Janosikiem!

Cavas (gładząc się po brzuchu): A ja Kwiczołem!

Fuks (do Ediego): A ty będziesz kurwa Pyzdrą, gnidą dworską.

Dzień niewiele różnił się od nocy, a w gęstym lesie ciemności były niemal zupełne. Bohaterowie, oświetlając drogę latarniami, ruszyli naprzód. Przebijali się przez mateczniki, mijali obalone drzewa. Las wydawał się martwy, nie napotkali żadnego zwierzęcia, chociażby ptaka. Absolutna cisza wręcz dudniła w uszach. Wtem w oddali usłyszeli potężny grzmot, jakby w niebiosach eksplodowała wielka bomba, a potem ni to świst czy wizg, jakby boska strzała przelatywała nad ich głowami. Chwilę potem w oddali coś wybuchło, ponad wierzchołki drzew wzniosła się ognista chmura, a herosi na twarzach poczuli podmuch gorąca. Nagle las ożył, dziesiątki zwierząt: wilków, jeleni, zajęcy panicznie uciekało od eksplozji, nie zwracając uwagi na bohaterów. Niejeden z nich cudem uniknął stratowania.

Nieco później znaleźli pierwsze ślady inwazji. A to grupę ludzi poszatkowanych na kawałki, a to zniszczoną chatę, a to wreszcie porzucone wozy z dobytkiem. Kompletne ciemności potęgowały nastrój grozy i osamotnienia. A ponad lasami co jakiś czas rozbrzmiewały dziwne huki, gromy i gwizdy. Ponadto coś dziwnego unosiło się nad wierzchołkami drzew, powoli przemieszczając się w powietrzu i rzucając snopy przenikliwego, białego światło, które błądziło po ziemi, ewidentnie szukając czegoś. Co jakiś czas dziwne istoty gasiły światła i z głośny ni to świstem, ni świergotem przelatywały z dużą prędkością w inne miejsce.

Fuks próbuje zdobyć te dziwne kamyczki, które wchłaniane przez ciało dają wielkie moce.

Fuks: Przeszukuję. Nie ma tutaj żadnego, tego… no jak mu tam… krwiopiździołka?

Dalai: Ech, krwawnika.

Choć bohaterowie nie bardzo wiedzieli, z czym mają do czynienia, to zdawali sobie sprawę z zagrożenia, toteż ostrożnie szli w kierunku Aragronu z Fuksem przepatrującym trasę kilkadziesiąt metrów z przodu. Nim doszli do wioski, znaleźli nocą, na jednej z polan ruiny chaty z bali. Jej ściany były osmalone, a dach zerwała potężna eksplozja. Wewnątrz herosi znaleźli małą, kilkuletnią dziewczynkę i zwęglone zwłoki jej rodziców. Dziecko wciąż było w szoku, w wielkich, pięknych oczach czaił się zwierzęcy strach. Mała nosiła imię Tam, tak przynajmniej głosiły litery wyszyte na sukience, bowiem przeżycia sprawiły, iż dziewczynka straciła głos.

BG pochowali rodziców małej, a samą Tam przygarnęła Dalai, do której dziecko w szczególności się garnęło.

Jako że gracze co i rusz nazywają dziwne technologie najeźdźców po imieniu (myśliwce, rakiety, lasery) decyduję się, że za każdy taki tekst tracą fuksa.

MG: Kolejny grom rozrywa niebo.

Fuks: Ja bym wam powiedział co to jest, ale oddam żetona.

Fuks na tupaczu rzuca bombą w hordę pająków otaczających Cavasa. Zong, Dala i Mira już leżą.

Po kilku godzinach odpoczynku ruszyli dalej. Prawdopodobnie ranem, choć wokół panowały jeszcze głębsze ciemności niż dzień wcześniej. Po kilku godzinach przedzierania się przez ostępy leśne i unikania dziwnych istot przeszukujących snopami światła las, znaleźli ślady orków. Fuks podkradł się bliżej i odkrył kryjówkę zielonych w gęstwinie ciernistych krzewów. Na straży stał orczy woj, który nerwowo rozglądał się, wypatrując wroga. Nieopodal na prowizorycznych noszach spoczywał wódz orków, którego prawa strona ciała  była niemal do kości zwęglona. Ork jakimś cudem wciąż żył. Dwa gobliny odpoczywały na trawie. Po raz kolejny dał się słyszeć grom w niebiosach i gobliny rzuciły się do panicznej ucieczki. Za daleko nie odbiegły, po jakimś czasie Fuks usłyszał potworną eksplozję, a oślepiający blask przebił się przez leśną gęstwinę. Ork nie zamierzał walczyć z BG, przerażony krył się w krzakach, przezornie tak samo uczynili bohaterowie. Kiedy uspokoiło się, a sprawca grzmotu i eksplozji odleciał z głośnym wizgiem, Maszyny na migi porozumiały się z zielonym, Dalai i Mirabella podleczyły rannego kacyka, a jego ochroniarz z wdzięczności podarował bohaterom posiadaną żywność.

Wreszcie po kolejnych kilku godzinach marszu Maszyny dotarły do Aragronu. Palisada była nienaruszona, poza jednym miejsce, gdzie wyrwano kilka bali. W tym miejscu bohaterowie znaleźli dziwne, słoniowate tropy. Natomiast wszędzie można było dostrzec odbite trójpalczaste ślady, a na balach palisady po uważnej obserwacji można było dostrzec multum zadrapań, jakby dziwni najeźdźcy bez trudu wspięli się po ostrokole. Wewnątrz wioski znajdowały się trupy, wiele trupów, łącznie może dwie setki. Mężczyźni. Kobiety. Wszyscy wyglądali na dziwnie wysuszonych, wyssanych do cna! Kolejne tropy wskazały, że ok. setki mieszkańców przeżyło atak i, zapewne z polecenia wrogów, załadowało wozy wszelakim dobytkiem (nawet kubki, talerze, ubrania, wszystko). Następnie jeńcy zaprzęgnięci do wozów, pociągnęli je w kierunku Królewskiego Portu.

Inne ślady wskazały, co się stało z dziećmi Aragronu. Ślady drobnych stópek prowadziły w kierunku zagajnika za wioską. Kiedy BG wkroczyli do niego, znaleźli się na sztucznie stworzonej, wyciętej  kształcie kwadratu polanie. Główki dzieci leżały na ziemi ułożone w jakimś dziwacznym porządku. Rączki i nóżki maluchów wisiały na konarach drzew, a korpusy złożono w równe stosy po bokach polany!

Ostatecznie Maszyny nie pochowały poległych, nie spaliły ciał, obawiając się, że najeźdźcy dostrzegą z powietrza ogień. Podjęto natomiast decyzję, by ruszyć śladem jeńców i przy nadarzającej się okazji ich odbić.

Pająki padły, nieliczne stwory z pierwszej fali wciąż nacierają.

Herosi maszerowali traktem, tym samym, który przemierzali 5 dni wcześniej. Piękna waluzjańska jesień odeszła w niepamięć. Wokół był tylko popiół, zgliszcza, płonące drzewa, a na trakcie ciała ludzi, przewrócone wozy, rozrzucony w panice dobytek. W jednym z takich miejsc herosi wpadli w zasadzkę zwykłych bandytów, którzy chcieli wykorzystać okazję i panujący chaos. Walka była krótka, z sześciu odszczepieńców, tylko jeden zdołał uciec.

Kolejnego dnia podróży BG odnaleźli ciało Ragulona. Mężny i honorowy krasnolud, przywódca drugiej po Siedmiorgu drużyny bohaterów w Waluzji spoczywał zmiażdżony pośród ruin mostku. Pozostali członkowie Młotów na Golemy prawdopodobnie uciekli. Bohaterowie delikatnie wydobyli przyjaciela z nurtu rzeki i pochowali go, a jego dobytek (w tym legendarny młot) zabrali ze sobą.

Tutaj też Zong dostrzegł, iż ktoś obserwuje ich z lasu, zauważył troje żółtych oczu bijących dziwnym blaskiem.

Wreszcie drużyna stanęła pod murami stolicy. Królewski Port spowijały kłęby dymu. Brama, potężna magiczna brama z polerowanego mosiądzu spoczywała na ziemi wydarta z murów niewyobrażalną siłą.

Tu też rozpoczął się ostatni akt epopei herosów. Wkroczyli za bramę, znajdują w mieście jedynie ruiny, zgliszcza, ciała bohaterów, żołnierzy i zwykłych mieszkańców. Trzeba rzec, iż robili co mogli. Przemykali po pokrytych popiołem ulicach, przeskakiwali między zrujnowanymi budynkami, kryli się w mroku przed dziwnymi obserwatorami przeszukującymi snopami światła Królewski Port. Jednego z nich, jak się okazało przypominającego ogromny mózg otoczony mackami i wiciami, zabiła Mirabella.

Cel Maszyn był jeden, przedostać się do pałacu króla Kadena. Cóż to był za marsz! Umorusani herosi przedostali się do wyższej z dzielnic (Królewski Port składał się z dzielnic, które w formie pierścieni oddzielonych wewnętrznymi murami wznosiły się do samego szczytu, gdzie znajdował się Pałac króla Kadena i Mizrindor. Tak, takie Minas Tirith:)), tam ominęli kolejne z latających mózgów. Przy kolejnej bramie, a raczej kilkunastometrowym tunelu prowadzącym do kwartału kupieckiego stoczyli swą pierwszą walkę z Najeźdźcami.  Na stłoczonych w ciemnym przejściu herosów runął tuzin pajęczopodobnych istot o czterech rękach. Dokładnie takich samych Pająków, co z legend o Pogromie sprzed 3 tysięcy lat. Pająki powróciły!

Pierwsza walka wykazała wyższość  zdeterminowanych herosów. Kilka bestii zginęło od mieczy Maszyn, lecz większość sczezło w eksplozji bomby rzuconej przez Fuksa. Herosi ośmieleni zwycięstwem ruszyli dalej. Przeszli kwartał kupiecki, dzielnicę rozrywki, Królewski Park i dotarli do dzielnicy arystokracji – ostatniej przez Pałacem Kadena. Brama do dzielnicy królewskiej stała otworem (zresztą jak wszystkie inne), należało jednak przejść przez plac defiladowy – 200 metrów odkrytego terenu. Bohaterowie weszli na plac i wtedy rozpętało się piekło. Budynek za nimi rozsypał się, a z chmury pyłu wyłoniła się kilkunastometrowa bestia o dwu ciężkich, masywnych nogach, jakby stworzonych do miażdżenia przeciwników. A z przodu zaroiło się od pająków, znanych już z Gór Grozy krabopodobnych wirników, zdeformowanych, trójokich humanoidów, których jedna z łap była wielka i umięśniona, a druga dziwnie pokurczona i uschnięta. Herosi, napierani przez wielkie monstrum ruszyli do ataku. Ich szóstka i ok. 40 istot w pierwszej fali.

Tupacz po raz kolejny stratował Dalailanę.

Fuks (imitując stwora): Fe, wdepnąłem w elfkę!

Pierwsze pająki padły pod ciosami Miry, Cavasa i Zonga. Edi i Fuks wspięli się po nogach monstrum, zmierzając do jego łba. Ranna Dalai spopieliła kolejne trzy pająki piorunami. Przewaga Najeźdźców była jednak zbyt wielka. Choć bohaterowie bronili się zażarcie, pająki uderzały z doskoku, wybijały się z kilkunastu metrów, by sięgnąć szponami ciał Maszyn. Mira i Zong krwawili z wielu ran, Cavas starał się bezskutecznie ochraniać czarodziejkę. Potężny potwór w jednym z ataków powalił elfkę, niemal ją miażdżąc. Nagle ponad głowami przemknął ze znajomym wizgiem dziwny pojazd. Rybiopodobna szalupa z nieruchomymi skrzydłami, spod których wypadło równie czarne cygaro. Gdy dosięgło ziemi, potężna eksplozja raniła bohaterów, ale i zabiłą kilka pająków. Walka trwała dalej. Padła Mira, padł Zong, dwukrotnie padała i wstawała Dalai. Ediemu i Fuksowi udało się w końcu ubić monstrum. Pająki osaczyły Cavasa. Wojownik atakowany jednocześnie przez osiem bestii, bronił się skutecznie! unikał, parował, dwoił się i troił. Pająki piętrzyły się wokół niego, uderzały szponami, skrzeczały. Fuks rzucił w ten kłębiący się tłum ostatnią bombę. Eksplozja prochu raniła Cavasa, ale ponad tuzin bestii zostało rozerwanych na strzępy. Zaatakowały wirniki, po raz kolejny Dalai padła, a potem wstała reanimowana eliksirem leczenia. A Cavas walczył, ubił wirniki i wreszcie legł na ziemi niemal bez życia, gdy dotknęła go przeklęta ręka zdeformowanego humanoida i odebrała mu siły witalne. Usychacz krótko cieszył się swym zwycięstwem, bowiem padł po ciosach pozostałych herosów.

Tupacz ponownie stratował Dalailanę, a konkretnie nadepnął na nogi.

MG: Masz teraz płetwy.

Fuks: Delfin!

Cavas: Foczka!

To już koniec. Druga fala ogarnęła niedobitki Maszyn

Pierwsza fala została zniszczona, lecz na placu boju stali już tylko Dalai, Edi i Fuks. Kolejne dwa tuziny pająków pognało w kierunku bohaterów. Ale nawet teraz ci się nie poddali, kolejne stwory padły charcząc i plując zielonym śluzem.

Dopiero nalot czarnej szalupy i kolejna potężna bomba położył Maszyny. Tak się skończyła epicka bitwa w ruinach Królewskiego Portu. Zginęło (licząc z walką w tunelu) 39 pająków, 2 wirniki, usychacz i tupacz.

Sezon 2 Odcinek 2 W okowach

Herosi przebudzili się dziecinnym pokoiku. Niemal nadzy, pozbawieni broni i ekwipunku, lecz kompletnie uleczeni. Na swych szyjach odkryli obroże z dziwnego metalu, które łączyły się ze sobą grubym łańcuchem. Pierwsze buntownicze myśli i plany ucieczki pokazały do czego służy. Ich nowi panowie potrafili za sprawą przeklętej magii przysłać impuls strasznego bólu, a że czytali w myślach, to początkowo herosi co chwilę byli karani za swe nieposłuszeństwo.

Po jakimś czasie w drzwiach ukazał się usychacz i wysłał do ich głów obraz wskazujący, co mają dalej czynić. W ten sposób porozumiewali się ze swoimi niewolnikami Najeźdźcy.

Zmuszeni do posłuszeństwa Las Maquinas ruszyli za usychaczem. Na zewnątrz było wiele podobnych grup jeńców. Każda pracowała przy odgruzowywaniu ruin i wydobyciu wszelakich dóbr. Potwory grabiły pokonanych przez siebie ludzi.

MG: Widzicie w swoich głowach obrazy pokazujące, jak grabicie ciała poległych z kosztowności, a potem składacie u stóp najeźdźców…

Fuks: Aaa, trzeba było od razu mówić. Na tej robocie to my się z Edim fantastycznie znamy!

MG: Pieprzony kolaborant!

BG dziwnym zrządzeniem losu ponownie trafili do dworu Galstaffów. Piękna rezydencja leżała w gruzach, wewnątrz gniły ciała obrońców. Pierwszym zadaniem BG było zejście do zawalonej budowli, gdzie wpadła poprzednia ekipa niewolników. Dzięki pomocy kompanów na dół zszedł Fuks i odkrył, iż jeden z niewolników nadal żyje. Niziołek czym prędzej oczyścił swe myśli, starając się, by usychacz nie zdołał z jego głowy odczytać tego, co odkrył. Niewolnik był w agonii pierwsza rozpoznała w nim królewskiego maga Arwika Dalailana. . Arwik nim umarł zdołała wyrzec enigmatyczne słowa: Arwik… szukaj… Waladora… Póki co niezrozumiałe dla herosów.

Jako że najeźdźcy czytają w myślach, niektórzy z bohaterów starają się szyfrować przekaz.

Fuks: Nie myślę, nie myślę. Stokrotki, kwiatki, stokrotki, kwiatki, stokrotki, kwiatki…

Już po sesji

Fuks: Teraz to jesteśmy Las Stokrotkas de la Muerte…

Kolejne dni i tygodnie upływały bohaterom na ciężkiej pracy. Nie było nawet okazji do rozmowy z innymi więźniami. Kiepsko żywienie, przemęczeni herosi przypominali już tylko swoje własne cienie.

Czyżby ich żywot miał się zakończyć w tak upodlający sposób?

UWAGI:

1. Do czytelników, którzy znają Evernight. Tak zmieniłem nieco obraz najeźdźców, bardziej ich unowocześniłem, stechnicyzowałem. A co! To dopiero epickie, stanąć z mieczem w ręce do walki z nowoczesną technologią.

 


Komentarzy 11

  1. „Do czytelników, którzy znają Evernight. Tak zmieniłem nieco obraz najeźdźców, bardziej ich unowocześniłem, stechnicyzowałem. A co! To dopiero epickie, stanąć z mieczem w ręce do walki z nowoczesną technologią.”

    Nie bardzo rozumiem, przecież o to w Evernight chodzi – zderzenie średniowiecznej fantasy z technologiczną apokalipsą. Czy najeźdźcy nie mieli być zaawansowani technicznie wg. podręcznika? Ja mam wrażenie, że tak.

  2. No to nic już nam nie zostało, tylko do podziemia zejść… jakoś… kwiatki, stokrotki.. 😀

  3. napewno tak sie nie skonczy. wszak mysmy LAS MAQUINAS DE LA MUERTE. nie taki wrog nam straszny jak go nam maluja. czy jakos tak.

  4. Gulthank, odpowiedziałem mailem.

    @ Madzia
    Kwiatki i stokrotki… Peace!

    @ Damian
    Pewnie, ale jak zobaczyliście wirniki, to już się cieplej zrobiło 🙂

  5. Oba filmy Grzegorzu zapowiadają się na fajne. Może kolejny rok dla SF będzie udany.

  6. Historia się powtarza, 2pacza odwalił białas 🙂 🙂 🙂

  7. Fajnie podpimpowałeś Najeźdźców 🙂

  8. A ogromne dzięki, obawiałem się, jak moi to przyjmą, ale chyba nie jest źle. Jako że weszli wysoko rozwiniętymi postaciami do kampanii, więc już na początku poznali wszystkich skurczybyków Władców. Trzeba będzie pomyśleć nad innymi wynalazkami pajęczaków:)

  9. Zdecydowanie słuszne podejście – EN jest bardzo wyraźnie nie zeskalowany dla postaci nie będących startowymi. O ile exp to tylko kwestia skalowania wyzwań o tyle bycie znanym wymaga już IMHO sporo zmian w fabule – z ciekawością będę śledził co pozmieniałeś.

    P.S. To w ogóle paskudny myk – możesz im pozwolić zdobyć np. ‚latający kufer’ a potem śmiać się diabolicznie jak przez nieznajomość aerodynamiki popisowo się nim rozbiją 😉
    Lepsza opcja niż gdyby był zwyczajnie magiczny 😉

Dodaj komentarz