Zaginiona ekspedycja 15 Coś się kończy, coś się zaczyna

– „…dlatego, w związku z rażącym, wielokrotnym przekroczeniem uprawnień a także niespotykanym do tej pory w tym oddziale Biura Śledczego lekceważeniem misji Biura, wypracowanych zasad działania oraz bezpieczeństwa własnego i osób postronnych, nie widzę innej możliwości niż zwolnienie oficer Lany Skylight z pracy w Biurze Śledczym, z wpisem do akt uniemożliwiającym dalsze zatrudnienie w organach federalnych, ze skutkiem natychmiastowym. Podpisano, Porucznik Nicolas Ferther.”

Porucznik Nicolas Ferther nigdy nie był oficerem liniowym. Jego cała kariera zaczęła się za biurkiem i tak już zostało, do dzisiaj. Nie miał w związku z tym żadnego zrozumienia dla okoliczności wymagających złamania procedur a wszelkie wątpliwości związane z pracą w terenie wydawały mu się obce z perspektywy jego biurka. Skończył czytać pismo i popatrzył z wyższością na Lanę. Zresztą, czytać to nawet za mało powiedziane. Porucznik niemal deklamował każde napisane przez siebie słowo, lubując się brzmieniem swojego głosu i treścią dokumentu, który łamał agentce karierę i zamykał drogę do jakiejkolwiek istotnej służby publicznej.

Cthulhu 116

– Te trupy były niepotrzebne, panno Skylight. Kara i tak jest niewspółmiernie niska do pani win, ale centrala naciskała, żeby uniknąć procesu i poprzestać na zwolnieniu z pracy i wilczym bilecie. To chyba tyle w części oficjalnej. Od siebie z chęcią zaś dodam, że cieszę się, że to już koniec. Nikogo już nie zabijesz, narwańcu pierdolony. – wycedził porucznik i uśmiechnął się raz jeszcze. Czytaj dalej

Zaginiona ekspedycja 14 Mama, I’m Coming Home

Agentka zachwiała się. Wiedziała, że musi zdobyć się na jeszcze jeden wysiłek. Rozejrzała się, i podniosła z ziemi strzelbę oraz menażkę, którą ugodziła Emersona, po czym cofnęła się kilka kroków od nieruchomego ciała, odkorkowała naczynie i sprawdziła zawartość. „Whisky, stawia na nogi, chociaż niekiedy może zwalić z nóg” pomyślała uśmiechając się, po czym pociągnęła łyk, potem drugi i zaczęła się rozglądać za czymś, czym mogłaby związać nieprzytomnego przeciwnika.

* * *

Lana łyknęła gorącej herbaty z whisky i rozejrzała się po prowizorycznym obozowisku.

Było źle, choć w pewien sposób lepiej. Był ogień, jedzenie, picie. Ciepło i pełny brzuch. Luksusy.

tumblr_mh72xcQsxF1r46tsgo1_400

– Przejmuję dowodzenie nad operacją – mruknęła do siebie agentka, patrząc po towarzyszach – czas brać się do roboty…

Ale wyprawa była w złym stanie. Dunn wciąż był jakby nieobecny duchem. Siedział i nie reagował na bodźce, patrzył tylko pusto w przestrzeń. Wciąż był gorący mimo mrozu – choć już nie tak, jak wtedy, gdy latał – a ta przedłużająca się gorączka nie mogła być dobra dla jego organizmu. Dał się nakarmić, dał się napoić, ale nie odzywał się i Lana miała wrażenie, że tylko ciało Georga jest z nią. Duch wydawał się być gdzie indziej… Lana popatrzyła w stronę Góry Hood…

Jeszcze gorzej było z Wilsonem. Wprawdzie z pocisków, które w niego wystrzelono, trafił go tylko jeden, w szyję, ale utrata krwi było duża i mimo najlepszego opatrunku, jaki Lana mogła w tych warunkach zrobić, wciąż leżał nieprzytomny, na granicy życia i śmierci. Na tyle na ile Lana znała się na medycynie i pierwszej pomocy starała się zabezpieczyć rany Doktora. „Najwyższy szacunek Panie Gerardzie. Trzymaj się, jeszcze z tego wyjdziemy” Lana w myślach dodawała sobie i Doktorowi otuchy.

Ward był martwy, całkiem martwy. George – albo istota wyglądająca jak George – nie dał mu szans.

Za to Emerson był żywy i przytomny. Leżał związany i patrzył jednym okiem na Lanę. Jego drugie oko było niewidoczne spod wielkiej opuchlizny i krwiaka. Czytaj dalej

Zaginiona ekspedycja 13 Wybawienie?

Tym, co stopniowo zaczęło dochodzić do na wpół zamarzniętych bohaterów, były odgłosy rozmowy, ciepło ogniska, zapach przygotowywanego jedzenia. Ktoś nacierał ich śniegiem, poił gorącą, bardzo słodką herbatą. Wybawienie przyszło dosłownie w ostatniej chwili – wszyscy czuli, że jedną nogą byli już w grobie. Pomoc przybyła dosłownie w ostatnim momencie.

* * *

Jeb! – pięść z sygnetem z dużą siłą wylądowała na twarzy Geralda. Zielony kamień wprawiony w złoto boleśnie rozorał obrzękniętą od mrozu twarz lekarza.

Cthulhu 041

Wszyscy trzej pozostali przy życiu członkowie wyprawy leżeli koło siebie na zmarzniętej ziemi, w sztywnych od mrozu dziurawych ubraniach, nakryci resztkami zabranych koców, częściowo przysypani śniegiem. Kilkanaście kroków dalej leżały zrobione przez Georga prowizoryczne nosze, na których udało się im przywlec sporo sprzętu, zanim całkiem opadli z sił i je puścili, nie mogąc ciągnąć dalej. Teraz te resztki dobytku leżały przegrzebane i porozrzucane po głębokim śniegu wokół. Na nosze ktoś rzucił niedbale całą broń bohaterów: oba karabiny i rewolwer. Obok noszy widać było porozrzucane papiery – notatki znalezione w domu Bigwooda i sporządzone przez członków wyprawy. Kartki namakały we śniegu, atrament rozmazywał się czyniąc tekst nieczytelnym… Czytaj dalej

Zaginiona ekspedycja 12 Chodźmy na wschód, tam musi być jakaś cywilizacja

Bohaterowie patrzyli to na martwe ciało Heinricha, to na kopiec kamieni skrywający ciało Waltera, to na siebie. Co tu się działo? Czego właśnie byli świadkami i bohaterami? Co to za koszmar?!

A przecież właściwie się udało! Mieli z sobą dokumentację tajemniczego kamienia – własne notatki i zdjęcia oraz jeszcze dodatkowo zapiski wyniesione z chaty Bigwooda. Znaleźli tajemniczy miecz… Lara wspomniała także, że biały potwór to Zwinkel – choć akurat nie wyjaśniła, dlaczego tak myśli… Zostało tylko wrócić do domu. Wparować z uśmiechem do Parkdale, obśmiać ostrzegającego ich szeryfa, wypić kolejkę w barze i wsiąść do pociągu byle jakiego. I pełen sukces. Wywiady, autografy…

Arkham 007

A wszystko się zepsuło… Co gorsza, sytuacja wyglądała z godziny na godzinę coraz gorzej. Lana a zwłaszcza Gerald byli ciężko ranni, George nie miał aż tak wielkich obrażeń, ale był bez sił a Walter i Heinrich leżeli na zimnej ziemi Gór Kaskadowych, która wysysała ciepło z ich martwych ciał. Jedynie Mendoza nie był ranny – siedział skulony i patrzył na wszystkich szeroko otwartymi, przerażonymi oczami i coś cicho mówił, bardziej do siebie niż do obecnych. Zapasów było mało, muł uciekł, mróz był coraz mocniejszy, drogi do Parkdale nikt nie znał… Czytaj dalej

Zaginiona ekspedycja 11 Who let the dogs out

„Jak nie wiesz, co powiedzieć, to powiedz stare chińskie przysłowie.”

stare chińskie przysłowie

Las był czarny, przerażająco czarny. Nawet księżyca nie było widać zza chmur. Ciemność ledwo rozświetlały latarki i palące się słabo ognisko. Było zimno, bardzo zimno – ale nie to było największym zmartwieniem członków ekspedycji. Wszyscy byli poranieni i poturbowani, ale najgorsze były rany psychiczne. To co się właśnie wydarzyło, nie mogło się wydarzyć. Mogło być snem, opowiadaniem w groszowej powieści, filmem… Ale nie rzeczywistością!

tumblr_lslelwK3Iq1qdqn9ko1_400

Lana klęczała a po jej twarzy płynęły łzy, żłobiąc ślady w brudzie i krwi na policzkach. Osłabieni Dunn i Wilson kończyli opatrywać ostatniego rannego, Hertzberga. Wobec braków w środkach medycznych bandaże zastępowali płóciennymi koszulami i zapasowa bielizną. Cała ekspedycja wyglądała teraz, jakby po niej przeszłą kamienna lawina. Jedynie Mendoza nie był ranny, ale za to wciąż leżał w pozycji płodowej i drżał. Ciało Waltera leżało na ziemi wśród porozrzucanego sprzętu. Czytaj dalej