Sylvania cz. XL i ostatnia – zguba Eshehagrta

Gracze:

Madzia – Maja, kotołak, zwiadowca.

Atka – Blanca Lucia de Riviera Martinez, estalijska blond piękność, ni to szlachcianka, ni awanturniczka; siostra Jose Antonia.

Jaro – Volker Tillmans, ex-nowicjusz Morra, ex-członek straży świątynnej, twardy wojownik w pełnej płycie.

Kamil – Konrad Teub, czarodziej-kombinator, żywe wsparcie ogniowe.

Damian – Jose Antonio de Riviera Martinez, estalijski banita wyrastający na obrońcę uciśnionych, od czasu, gdy po klasztorze biegał w gaciach i pelerynie zwany Kapitanem Estalią.

Maro – Thorgrim, krasnoludzki wojownik i zabójca gigantów.

Pablo – Logan, krasnoludzki Kowal Run.

Nadszedł czas ostatecznego starcia z Czarnymi Jeźdźcami kultu Khorne’a – Ordo Sanguinis. Jeźdźcy wyjechali naprzód i okazali BG zakładniczkę – hrabiankę Annikę von Kristallbach. Komunikat był jasny, jeśli nie otrzymają obu posiadanych przez BG mieczy Vaylanda, dziewczyna zginie.

Oczywiście ze strony bohaterów nie było mowy o oddaniu artefaktów, toteż doszło do nieuniknionego. Krwawego i, nie waham się powiedzieć, najtrudniejszego dla graczy w całej sylvańskiej kampanii, starcia.

Gracze planują walkę. Na pierwszej linii stoi Maja i Thorgrim, Volker coś nie bardzo chce iść naprzód.

Thorgrim (ze złością): Volker, chuju, na pierwszą linię!

Volker: To ty się cofnij!

Thorgrim: To ty się cofnij do przodu!

Na pierwszą linię wysunęli się Volker, Thorgrim i Maja, która zdecydowała się przede wszystkim walczyć wręcz (dwaj pierwsi Punktami Stylu podpakowali swoje cechy). Tyły zajęło wunderwaffe drużyny – czarodziej Konrad oraz osłaniający go Logan, Blanka i Jose. Ten ostatni odważnie wziął tarczę i zdecydował się własnym ciałem zasłonić Konrada.

Ciąg dalszy przygotowań. Gracze ustawiają żetony na mapie taktycznej. Żeton Volkera, czerwonej barwy, wciąż jest dziwnie z tyłu.

Maja: Kto to ten czerwony?

Thorgrim: Chyba sir Robin

Walkę zaczął czarodziej Konrad, waląc czarem „zwiędnięci broni” w sztylet przytknięty do szyi szlachcianki. Ostrze opadło niczym mokry sznur (lub co innego:)). Jednocześnie z mroków lasu nagle wychynął stary przyjaciel Mai (Magda w kreatywny sposób wykorzystała swoje Punkty Stylu) – kocio-smoczy tatzelwurm, który rzucił się na konia Czarnego Jeźdźca grożącego bronią dziewczynie, przewracając go na niego i unieruchamiając. W tym czasie Blanka raniła konia innego z Jeźdźców, powstrzymując go przed pościgiem za uciekającą hrabianką.

Dyskusja przed walką. BG bez broni magicznej mają strzelać w wierzchowce Czarnych.

MG: Konie można zabić.

Blanka: To ja zabiję konia.

Maja (chyba): Ktoś jeszcze bije w konie?

Thorgrim: Ja kiedyś biłem konia… Wy nie?

Annika uciekła, za nią ruszył w końcu w pogoń jeden z Jeźdźców, jeden wciąż leżał pod koniem, pozostałych dziesięciu stanęło do walki przeciw siódemce bohaterów. Pierwszą linię zatrzymali Volker, Thorgrim i Maja. Padły pierwsze ciosy, polała się pierwsza krew. Pozostali jeźdźcy ostrzelali z kusz Konrada, ale dzięki postawie Jose czarodziej został tylko lekko ranny.

Konrad obrywa dwa bełty z kuszy, ale niedawno podniesiona wytrzymałość ratuje go od poważnych ran.

Konrad: Ha! Opłacało się pompki robić!

Ciąg dalszy walki był już dość rozpaczliwy. Wojownicy z pierwszej linii początkowo mieli po jednym wrogu, ale już wkrótce każdy z nich musiał stawać czoła dwóm przeciwnikom. W drugiej linii też było nieciekawie. Logan próbował okrążyć Jeźdźców, ale jeden w wrogów najechał nań konno i  w jednej rundzie położył ciężko rannego na ziemię (gracz wydał Punkt Przeznaczenia i zdecydował się nie uczestniczyć w dalszej walce).

W ten sposób estalijskie rodzeństwo, Blanka i Jose, musieli stanąć do walki przeciw trzem Jeźdźcom. Konrad (za poduszczeniem Estalijczyków) pieprznął dwa fajerbole prosto na swoich przyjaciół i ich trzech przeciwników. Dwóch zanihilował, trzeciego ciężko ranił. W tym czasie jednak napoczęci przez ogniste kule i ranieni przez wrogów ciężko ranni byli już Jose i Blanka (poszło po jednym punkcie przeznaczenia).

Na pierwszej linii było równie paskudnie, a może i bardziej. Volker co prawda zdjął jednego z Jeźdźców i ranił drugiego, ale w tym czasie stracił dwa ostatnie punkty przeznaczenia i był na zerze Żywotności). Thorgrim (klasyczny krasnoludzki tanker) zbierał dziesiątki ciosów, ale jakoś się trzymał (choć jeden punkt przeznaczenia poleciał), udało mu się tylko ranić jednego z wrogów.

Maja praktycznie padła, a w dodatku dwaj kolejni jeźdźcy ruszyli w jej stronę. Zatrzymał ich Konrad dwoma ognistymi kulami, które poparzyły wrogów i uderzyły w pobliskie drzewo, przełamując je i zwalając na przeciwników (tym razem Kamil kreatywnie wykorzystał swoje Punkty Stylu). Maja odskoczyła od swojego przeciwnika (bodaj na chwilę go dezorientując w walce), dopadła do zwalonego drzewa i dobiła obu wrogów. Jednak jej trzeci przeciwnik zdołał i ją dopaść, poleciaprł kolejny punkt przeznaczenia w ekipie.

Volker wreszcie nie dał rady, kolejny cios przeciwnika przełamał gardę i niemal odciął rękę z barkiem. Dzielny morryta bluzgnął krwią i padł martwy.

Trwa walka.

MG: Do Volkera, Mai i Thorgrima dołącza po Czarnym. Każdy ma teraz po dwu rycerzy!

Thorgrim: Każdy ma po równo, jak na święta!

W drugiej linii Blanka i Jose rzucili się do rozpaczliwego ataku. Nie mając magicznej broni, starali się wroga obezwładnić. Jose wytrącił broń z rąk wroga, a Blanka przewróciła go. Mimo obrony, Jeźdźiec został wreszcie obezwładniony (potem dobił go Thorgrim)

Konrad, widząc śmierć Volkera uderzył znów fajerbolami w zabojców. Dwu ranił, a zabił jednego z przeciwników Thorgrima (w tym czasie powrócił jużJeździec, który ścigał Annikę i stanął do walki przeciw krasnoludowi). Jeden z Czarnych próbował uciec z mieczem Vaylanda należącym do Volkera, ale położyła go „kradzież rozumu” od Konrada. W tym czasie Thorgrim uporał się wreszcie ze swoimi przeciwnikami (zebrał od nich łącznie ok. 60ciu ciosów i nadal stał!), a potem dobił obezwładnionego przez rodzeństwo. Blanka w tym czasie podbiegła do położonego „kradzieżą rozumu” przeciwnika, zabrała mu miecz Volkera i zabiła go.

Ostatni Jeździec zdołał jeszcze ciężko ranić Maję i wreszcie padł pod ciosami pozostałych bohaterów.

Rzeź, jatka, pożoga! Dwunastu zabitych Czarnych, martwy Volker i łącznie 7 punktów przeznaczenia w ekipie!!!

Jednak Morr tak łatwo nie chciał zabrać do siebie morryty. Szczątki Volkera wyglądały makabrycznie. Swobodna wariacja na temat Rotgiera po spotkaniu na ubitej ziemi ze Zbyszkiem: bark niemal całkiem odjęty, blada, trupa cera i wszędzie wokół krew. Ale prawdziwie straszne było to, co się wydarzyło chwilę później. Duch rycerza ubitego przez Czarnych wniknął w ciało Volkera i morryta wstał, tocząc wokół martwym wzrokiem. Zimny, blady, z potworną raną, wstał zabrał swój miecz z rąk Blanki. Jasne było, iż to Morr dał mu szansę stanąć do walki przeciw Eshehagrtowi. Tak oto Volker, który zaczął jako nowicjusz Morra, był strażnikiem świątynnym, a następnie renegatem kultu i samozwańczym rycerzem, skończył jako błogosławiony martwiak:)!

Wskrzeszenie Volkera budzi pewne… uwagi:

MG: Stoi jak żywy, ale jest blady, bez krwi, a potworna rana w barku nie pozostawia żadnych wątpliwości, co do tego, czy Volker powinien żyć.

Thorgrim: Jest martwiakiem!!!???

Volker lub Konrad: Nie szukaj problemów!

Annika ocalała. Zalawszy się łzami, opowiedziała swoje straszne losy. Więzienie u von Fennwarta, okrucieństwo przeoryszy Aldone. ich straszne plany przywołania demona Khorne’a Eshehagrta. Co prawda nie posiadali dwu mieczy Vaylanda (a całą siódemka była niezbędna), ale znaleźli inny sposób. Kult pochwycił Georgetę, uwolnioną swego czasu przez BG „księżniczkę” z Zamku Cierni. Księżniczka tak naprawdę była demonicą Slaanesha i jej energia magiczna mogła posłużyć (choć niosło to pewne nieprzyjemne konsekwencje dla kultu) do przywołania Eshehagrta.

Plan był jasny: jak najkrótszą drogą dotrzeć do klasztoru Zgromadzenia św. Heleny, które zaprzedało się Khorne’owi.

Po dotarciu do Regrakhof BG zobaczyli, iż chłopi szykują osadę do oblężenia, budując pod kierunkiem rycerzy von Brautzein-Darsteina  palisady, zasieki, kopiąc rowy. Nie zamierzali po dobroci poddać się władzy Baronowej. BG bez trudu zorganizowali sobie przeprawę przez Stir, a hrabiankę Annikę zostawili pod opieką rycerzy.

W połowie dnia BG przepłynęli rzekę i późnym popołudniem dotarli do zapyziałego miasteczka Nachthafen. Chcieli uzupełnić kulki siarki (składnik fajerbola) dla Konrada, bowiem po walce z Czarnymi została mu już tylko jedna.

Niestety w takiej zabitej dechami dziurze nie było mowy o magu czy alchemiku, ale przypadkiem na placu miejskim występowali kuglarze, od których Konrad kupił zapas fajerwerków, które pozwalały na rzucenie czaru (choć z niewielkim ryzykiem mutacji efektów czaru :)).

Po tym wszystkim BG opuścili miasto i ruszyli w stronę majaczącego na wzgórzach opactwa św. Heleny. Ostanie wyrzucone spotkanie losowe okazało się chyba najmniej spodziewanym. 2k20=40! Przed bohaterami nagle przekicała mała ruda wiewiórka, wskoczyła na skałę, wyczyściła sobie wąsiki, a potem rzuciła od niechcenia męskim, twardym głosem: „Stać!” Konrad aż uniósł ręce do góry :).

Wiewiórka (Wiewiorek? Wiewiór?) okazał się być duchem Taala, potężną istotą zaklętą w ciało małego gryzonia (jak sam stwierdził: „Smoka pod ręką nie było”). To on zapewnił BG bezpieczną drogę do wnętrza klasztoru, on też powiedział, że Aldone i reszta kultystów już wie, że nadchodzą ich najwięksi przeciwnicy. Klasztor ponoć nabity był najemnymi Kislevitami von Fennwarta, renegatami ze straży świątynnej oraz sporą grupą wyznawców z Waldenhof (szlachtą etc.) Bohaterowie ruszyli do swej ostatniej walki. Tu warto wspomnieć, iż Konrad rzucił w niebo zew skierowany do smoka Glaurunga. Obiecał gadowi, iż jeśli ten pomoże herosom w ostatniej walce, to Konrad będzie jego sługą po wieki, starając się odnaleźć smocze jajo, którego pragnął Glaurung (pozwoliłem na rzut fifty-fifty i gracz odniósł sukces, zew dotarł do smoka).

Po tym wezwaniu Wiewiór wskazał im drogę do jaskiń, tam poprowadził przez zapomniane korytarze, kawerny, chybotliwe mostki wiodące nad bezdennymi rozpadlinami. Herosi ujrzeli starożytne ruiny skryte w podziemnych mrokach, rozległe jaskinie i rzeki, które nigdy nie toczą swoich wód na powierzchni. Wreszcie stanęli w podziemiach klasztornych, tam Wiewiór pożegnał ich. BG wydostali się po odsunięciu kraty na klasztorny dziedziniec zastawiony karocami i powozami. Rozpoznali herby von Fennwarta, gmerki kupca Taunescu itd. Wszędzie roiło się od Kislevitów, małych, dzikich jeźdźców w futrzanych szubach.

Cicha akcja spaliła na panewce, BG ubili kilku strażników, ale podniósł się rwetes. Drużyna pognała do świątyni klasztornej, zabijając pod drodze kilku kolejnych wrogów, a potem zablokowali od środka wrota. Jednak wewnątrz nawy również musieli stoczyć kilka walk. Kislevici, strażnicy świątynni a nawet mniszki z nożami o płomienistych ostrzach rzucili się kierowani żądzą krwi na bohaterów. Herosi przebili się do katakumb, gdzie ponownie zablokowali od środka wrota (kamienną stelą bodaj).

Tutaj już nie patyczkowali się, Konrad naparzał fajerbolami (wystrzeliwując z prowizorycznej rynny-wyrzutni naramiennej fajerwerki :)), reszta parła naprzód, wprost do miejsca, skąd dochodził zawodzący, osiągający crescendo, śpiew.

W kolejnej komnacie musieli stoczyć walkę z wielką, kilkumetrową bestią (pierwowzorem były szare małpy stworzone przez REHa) o długich szponach i smutnych oczach czarodzieja Glammena. Tak oto i Konrad odnalazł wreszcie poszukiwanego przez siebie maga, niestety opętanego, usidlonego magią Chaosu. Walka była dość krótka, niektórzy z bohaterów co prawda zostali ranni, ale małpi Glammen padł martwy.

Pozostała ostatnia konfrontacja. W gigantycznej komnacie, pośrodku w kręgu utworzonym z pięciu mieczy Vaylanda i ciała na pozór martwej demonicy Georgety stał gigantyczny Eshehagrt, Wielki Łowca, Książę Demonów Khorne’a. Czterometrowe cielsko wznosiło się ku powale komnaty, jedna z łap kończyła się niczym gigantyczny korbacz, w drugiej dzierżył Topór Khorne’a – mokry sen każdego Rycerza Chaosu! Wokół zgromadzony był nagi tłum wyznawców Pana Krwi, otumaniony, opętany przez Pana Krwi. Była tam Aldone Ellerichsen ze swoimi mniszkami, był hrabia von Fennwart, kupiec Iorgu Taunescu i wielu innych znanych BG choćby z dworu Baronowej.

Wielki Łowca - Eshehagrt

Ale nie było czasu na kontemplowanie otoczenia. Bestia Khorne’a dojrzała swego znienawidzonego wroga, z którym walczyła już 300 lat wcześniej – Thorgrima Thogrimmssona, championa Grungniego wysłanego z zaświatów, by tym razem na zawsze pokonać Wielkiego Łowcę. Zaryczała wściekle i ruszyła do ataku.

Początkowo starcie zapowiadało się nieciekawie dla BG. Konrad co prawda ostro przypiekł demona, ale ów zranił Thorgrima, samemu zresztą obrywając młotem krasnoluda. Po kolejnej rundzie nagle zadrżała ziemia, dał się słyszeć potworny rumor walących się budowli a potem tąpniecie. Pękło sklepienie komnaty, ukazując część smoczego pyska. Glaurung „smarknął” ogniem, palac żywcem częśc z kultystów, a potem celowo skaleczył sobie łapę o ostrą krawędzi rozbitego sklepienia. Struga smoczej krwi polała się wprost przed stopy Konrada. Smocza krew, głównym składnik do potężnego czaru „strefa wytrwałości”.

Konrad rzuca naprawdę potężny czar „strefa wytrwałości”, jeden jedyny raz pojawia się on, odkąd zaczęliśmy grać w WFRP.

Konrad: Jestem czarodziejka z Księżyca (czemu towarzyszyły wiadomo gest przemiany z tego szanowanego anime:))

Czarodziej wyjąkał inkanty, ptasimi ruchami rąk rysując odpowiednie znaki. Magiczna sfera otoczyła całą drużynę, dając siłę do walki z demonem. Thorgrim, Volker, Maja, Jose rzucili się na bestię, Blanka szyła strzałami opatrzonymi runami przez Logana. Ożywieńczy Volker niemal rozpadł się pod ciosami demona, ale potem to BG naładowani magiczną energią zasypali Eshehagrta ciosami. Demon wręcz został zaszlachtowany, z dziesiątków ran tryskała krew, paląc kamienie. Wokół szalała pożoga, wzniecona przez demona, kultyści ginęli w płomieniach, pękały ściany od gorąca, a na powierzchni Glaurung dopełniał zagłady.

Eshehagrt zachwiał się, zaryczał i upadł, pomiędzy odsłoniętymi ciosami BG żebrami biło krwiste serce. Thorgrim podszedł powoli i ciosem młota zmiażdżył je! Demon został unicestwiony, Thorgrim mógł odejść. Krasnolud po prostu wrócił w zaświaty do Grungniego.

„Strefa wytrwałości” rzucona, ale to rzadki czar, nikt nie pamięta szczegółowo efektów.

MG: Kurde, jak to działa?

Konrad: To jest tak dobre, że nie ma opisu.

Śmierć demona była też kresem Volkera. Morryta po rozbiciu serca Wielkiego Łowcy upadł martwy, a oba duchy – zabitego rycerza Morra oraz Volkera opuściły jego ciało i spokojnie udały się w ostatnią podróż, w stronę prostej bramy, która zamigotała w ciemnościach przed BG.

Pozostali wydostali się na powierzchnię przez zniszczone sklepienie. Opactwo po prostu przestało istnieć, zrównane z ziemię, spalone z pewnością porośnie zielskiem w ciągu kilku lat, a pamięć o nim zaginie. Glaurung czekał spokojnie na Konrada. Czarodziej zbliżył się do smoka i wszedł na jego grzbiet, razem odlecieli w kierunku Gór Krańca Świata.

Maja, Blanka, Jose i Logan mogli ruszyć dalej. Kult Ordo Sanguinis został rozbity, demon unicestwiony, władza Baronowej chwiała się w posadach, a łuna na horyzoncie mówiła, że Mikalsdorf – siedziba hrabiego von Fennwarta również spłonęła.

Ale to nie było koniec, bo nie ma końca wędrówek bohaterów.

UWAGI:

1. Wielkie, wielkie dzięki za ten rok, 40 sesji, setki kilometrów wydeptanych w Sylvanii. Epilog Waszych wypraw wrzucę jutro lub pojutrze. Na dniach pojawi się także wpis podsumowujący pierwsze doświadczenia z sandboxem.

2. Za jakiś czas zaczynamy Conana. Jeśli są osoby, które niekoniecznie chciałyby się szwendać po Hyborii, to walić do mnie. Zawsze możemy się dogadać, nikogo nie chcę zmuszać do grania wbrew sobie. Oczywiście Conan to też będzie sandbox, tu ze swojej strony innej możliwości nie widzę.

3. Jeśli byli jacyś czytelnicy spoza drużyny, którzy przebrnęli przez 40 raportów, to chylę czoła i serdecznie dziękuję za zapoznawanie się z moimi wypocinami.

Komentarzy 21

  1. Epicki Ci ten samograj wyszedł. 🙂 Czekam na wrażenia sumujące granie w SB. 🙂

    40 = Wiewiórka? 😀

  2. Oh so much fucking epic!:)

    40 = „duch natury (a może sam Taal?) przemawia do BG”

    Wiewiórka wiewiórką, ale zapewniła BG spokojne wejście do klasztoru.

    No i to była WIEWIÓRKA nie wiewiórka :). Rządziła.

  3. Będę tęsknić niewymownie ehhh cóż ale grało się cudnie :).
    BTW rudy WIEWIÓR jak na rudzielca przystało łgał- SMOK był w pobliżu :D.

  4. Eeeeeej, smok potem przyleciał. To wina MG, bo nie wiedział, że Kamil chwilę potem złoży hołd smoku i w przestrzeń pośle S.O.S. 🙂

    Pozdr

    Ps. E tam tęsknić, może ktoś kiedyś poprowadzi jednostrzała w Sylvanii?

  5. Tylko ukłon? Chociaż uścisk dłoni by się przydał. Chociaż po 40 raportach tak tęsknie spoglądam i też bym chciał z taką zaciętością móc grać. 😦

  6. Chcieć znaczy móc. A uścisk dłoni jak najbardziej :). Dziękuję za zapoznawanie się z wypocinami.

  7. To jak będzie okazja z uścisku chętnie skorzystam. Wierzę, ze chcieć to móc, zwłaszcza, że zaczyna się studiowanie. Będzie można uciec w jakieś bardziej cywilizowane strony. 🙂

  8. Noo i robota skończona 😉 To ja proponuje pitny miodek i biesiade ku pamięci bohaterskich czynów!!! Dzięki Fox & Ekipa!

  9. Ja również dziękuję za świetną przygodę. :] (nie tylko w sensie przygody – scenariusza, ale przygody – zabawy, żeby nie było). I też uważam, ze należało by wyprawić wielką ucztę na cześć Bohaterów, którzy bohaterskimi czynami bohatersko ocalili Sylvanię!! Zdrowie, zdrowie, zdrowie, i na pohybel Khornowi!!

    Dziękuję więc Mistrzowi i Ekipie za 40 wieczorów pełnych śmiechu, emocji, dyskusji, planowania, bicia po mordzie, obalania władzy, uwalniania Dam W Opresji, zabijania Nekromantów na śmierć, ganiania Czarnych, wzniecania snotlińskich powstań, organizowania epickich bitew, pacyfikowania demonów, wkurzania szlachty i czego to My jeszcze nie robiliśmy…

    Co do Hyborii – jak dla mnie bomba :]

  10. „Co do Hyborii – jak dla mnie bomba”

    A zagrasz aesirską pięknością w toplessie i z biustem DD? 🙂

  11. No oczywiście nic innego jak piękność topless nie wchodzi w grę…. A z biustem DD sam sobie biegaj. 😛

    • Madzia … Conan i biust DD ja tu żadnych przeszkód nie widzę, rzekłabym nawet, że to jedyna okazja żeby z czymś takim pobiegać i się nie wykończyć 😀

  12. A ja jako czytelnik cotygodniowych wpisów sylwańskich powiem żeś Waść pokpił sprawę… 40 sesji? A trzeba było 40 i 4 albowiem:
    Z matki obcej; krew jego dawne bohatery,
    A imię jego będzie czterdzieści i cztery.
    Z postawy wiewiór, z wnętrza Duch Natury
    Pogromić dopomógł krwawe kreatury!

    Dzięki za Twoją pracę i ciekawe wpisy inspirujące do grania. Jak już pisali moi szanowni przedmówcy żałuję, że sam nie uczestniczyłem w tej kampanii. Szacun i uszan!

  13. Wielkie dzięki :). Pikny sylvański mesjanizm :).

  14. TAK ŻEBY BYŁO JASNE KOBIE TY W CONAN . I DZIĘKUJE WSZYSTKIM ŻE GRA. TOBIE MG ZWŁASZCZA ZA PRACE KTÓRE ZROBIŁEŚ

  15. Ja również dziękuję za wspólnie spędzony czas 🙂 Teraz przydałoby się spotkać w wal-hali czy jakoś tak 🙂 W końcu udało mi się rzucić jakiś porządny czar 😀 Nie ma to jak 69 ataków na demona 🙂

  16. Od tej pory to będzie ulubiona pozycja em…. czar Konrada 😀

  17. Naprawdę z przyjemnością się czytało raporty z Waszych sesji. Przypominały jak to się jeszcze grało na żywo… Nie ukrywam również, że wciągały bardziej niż raporty z jednostrzałówek. Dzięki za miłą lekturę 😉

  18. A ja dziękuję za przebicie się przez wypociny :), już wkrótce będziesz mógł poczytać inny duży projekt. Prawdopodobnie będzie dłuższe szwendactwo w Hyborii.

  19. Prawdopodobnie będzie dłuższe szwendactwo w Hyborii????? To pierwsze słowo takie niezrozumiałe!! 🙂

  20. Ja bym wolał Las Wilków ,no ale jak reszta chce barbarzyńce to ok .

Dodaj odpowiedź do Amerilias Anuluj pisanie odpowiedzi